Kto zyskuje na szkolnych ubezpieczeniach?

TVN UWAGA! 177836
Rodzice są przekonani, że ubezpieczenia szkolne są obowiązkowe. To nieprawda. Mimo to, każdego roku, we wrześniu, miliony rodziców opłacają w szkołach i przedszkolach składki na NNW dla swoich dzieci. Czy te pieniądze są rzeczywiście przeznaczane na ubezpieczenie dzieci? Kto i jak z nich korzysta?

Decyzję o tym, na jakich warunkach dziecko ma być ubezpieczone podejmuje szkoła, bo to ona wybiera ofertę. – To są ubezpieczenia prawie pozorne, tanie. A jeśli jest niska składka, to odzwierciedla ona potem niski zakres ochrony ubezpieczeniowej, niską sumę ubezpieczenia. Życie dziecka ubezpiecza się na 7, 10 tys. zł – mówi Krystyna Krawczyk z Biura Rzecznika Ubezpieczonych.

Przykładowa wycena, jaką oferuje jeden z ubezpieczycieli: w przypadku zwichnięcia stawu łokciowego dziecko otrzymuje 100 złotych. – Zwichnięcie stawu to poważna sprawa, leczenie u dziecka trwa nawet pół roku. Te 100 zł nie wystarczy nawet na pełną diagnostykę! – mówi fizjoterapeuta, Andrzej Kępczyński. Za „całkowitą utratę stopy” dziecko otrzymałoby 4 tys. zł. – A proteza będzie kosztowała powyżej kilkunastu tysięcy – mówi Kępczyński.

Rodzice – którzy rzadko interesują się warunkami ubezpieczenia - nie zdają sobie z tego sprawy. Szkoły zaś nie udzielają precyzyjnych informacji o przysługującej dziecku ochronie. Wartość polisy wychodzi na jaw w momencie wypadku. Wtedy też okazuje się, że są zdarzenia za które towarzystwo nie wypłaci odszkodowania w ogóle. – Podczas zawodów międzyszkolnych, syn w szkolnej szatni wbił sobie dwie jedynki do środka, do buzi. Ubezpieczyciel, z którym szkoła zawarła umowę, odmówił wypłaty odszkodowania – mówi Małgorzata Knysak.

Przekonani o obowiązku opłacania składki każdego roku rodzice przekazują towarzystwom ubezpieczeniowym około 200 milionów złotych. Zyskują nie tylko towarzystwa ubezpieczeniowe. – Elementem, który decyduje najczęściej o wyborze ubezpieczyciela w danej placówce nie jest jakość ubezpieczenia, ale to, co placówka dostanie ekstra poza ubezpieczeniem – mówi nam kobieta, która w branży pracuje kilkanaście lat.

Reporter dzwoni do jednej ze szkół i podaje się za agenta ubezpieczeniowego. Rozmawia z dyrektorką placówki. - Czego by pani sobie życzyła, żeby było w takiej ofercie zawarte? - Znaczy się… no wsparcie było zawsze finansowe – odpowiada dyrektorka. – Ostatnio miałam 40 procent.

Od innej dyrektorki usłyszeliśmy: - Właściwie nie powinnam tego mówić… Mamy prowizje. Z (tu pada nazwa firmy) dobrze nam się współpracuje. Prowizja też jest ładna, plus jeszcze i plus, jeżeli o coś chodzi, to jeszcze dostajemy. Ubezpieczenie nauczycieli kosztuje przysłowiową złotówkę.

Czy sytuacje, które przydarzyły się reporterom UWAGI! to wyjątek?

- Kiedy przychodzimy do dyrektora, pierwsze pytanie brzmi: „Ile z tego mam, że wybiorę waszą ofertę”? – rozwiewa wątpliwości Andrzej Adamczyk, menadżer w branży ubezpieczeniowej. - Darowizna była elementem negocjacyjnym, kryterium wyboru ubezpieczyciela przez placówkę – dodaje Katarzyna Rudzka, dyrektorka departamentu ubezpieczeń Interrisk. Towarzystwo wypłacało darowizny ze swoich środków finansowych, które z kolei pochodziły z zebranych składek.

Czy to oznacza, że część składki, wpłacana przez rodzica, szła na tę darowiznę?

- Tak to funkcjonowało w poprzednich latach – potwierdza Rudzka. - To jest ukryta darowizna, którą rodzice płacą na rzecz szkoły. W ten sposób placówka zapewnia sobie przychód na różnego typu potrzeby – dodaje Paweł Sowa, agent ubezpieczeniowy.

Zdumiewające jest to, że przedstawiciele placówek oświatowych nie widzą nic złego w pozyskiwaniu dodatkowych funduszy kosztem ubezpieczenia dzieci. Dyrekcja jednej z gdańskich szkół wybrała dla uczniów ubezpieczenie na 10 tysięcy złotych. Rodzice muszą zapłacić 50 złotych składki. Co otrzymuje szkołą? - 25 proc. darowizny na rzecz szkoły od sumy składek – mówi dyrektorka szkoły z Gdańska.

- I państwo się na to zgodziliście mając świadomość, że to wpływa na pomniejszenie sumy odszkodowania dla dziecka? - To nie ma nie ma nic wspólnego! – zaklina się dyrektorka.

- Jeżeli ta darowizna wyrażona jest w procencie składki wpłaconej przez rodzica, to oznacza to, że zakres ochrony ubezpieczenia spada cztery, czasami pięciokrotnie! – odpowiada Adamczyk. - Wystarczy, że 1/3 składki zabierzemy na inne cele, niezwiązane z ubezpieczeniem, a suma ubezpieczenia spada radykalnie. Przegrane są dzieci – tłumaczy menadżer branży ubezpieczeniowej.

Najczęściej suma ubezpieczenia dziecka wynosi 10 000 zł. Za takie ubezpieczenie grupowe rodzic powinien zapłacić około 20 złotych. Płaci jednak więcej, koło 40-50 złotych. Przy takiej składce suma ubezpieczenia powinna wynieść nawet 40 tys. zł, ale zamiast tego pozostaje na poziomie 10 tys.

Oferty są tak skalkulowane, by nadwyżka ze składki zawierała korzyści dla szkoły.

W tak funkcjonującym systemie dyrektorzy szkół stali się de facto pośrednikami ubezpieczeniowymi działającymi bez wymaganej licencji. Komisja Nadzoru Finansowego uznała, że to narusza prawo i zaleciła towarzystwom ubezpieczeniowym, by nie przekazywały żadnych korzyści tak działającym pośrednikom. Ostatnio na rynku pojawiła się oferta firm ubezpieczeniowych, które wykluczają darowiznę dla szkół. - W tym roku odwiedziłem ponad 100 placówek. W 13 zapewniono mnie, że ta oferta została wybrana – mówi agent ubezpieczeniowy, Rafał Adamski. I stanowczo dodaje: – O wyborze ubezpieczenia decyduje, kto ile da dla szkoły.

Szkolne NNW obejmuje wypadki, jakim dzieci mogą ulec w czasie nauki, w drodze do szkoły, jak również w życiu prywatnym. Warto pamiętać, że z każdego z zawartych ubezpieczeń NNW mamy prawo otrzymać niezależne świadczenia.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.

podziel się:

Pozostałe wiadomości