Kora na froncie

TVN UWAGA! 210571
- Ja się potrafię zmobilizować, mam naturę żołnierza. Byłabym dobra na front. Idę, dopóki nie padnę – mówi w UWADZE! Kora, która wyprowadziła się z Warszawy i wraz z mężem zachwyca się życiem w swoim nowym miejscu na ziemi: na Roztoczu.

To właśnie na Roztoczu już od kilku miesięcy artystka powoli regeneruje się i stara wyrzucić z pamięci traumatyczne wspomnienia o walce z rakiem. Z rzadkim nowotworem jajnika zmaga się od prawie czterech lat. Wcześniej przez długi czas nie wiedziała, że jest tak poważnie chora, bo była błędnie diagnozowana.

"Lekarz przyjeżdżał i mówił: agonia"

- Kamilek trzy razy uratował mi życie, bo wezwał pogotowie i dzięki temu żyję. Na przekór jemu! Bo ja tego nie chciałam, tylko on - wspomina Kora. - Z mojej strony była nieprawdopodobna agresja. A umierałam. Lekarz przyjeżdżał i mówił "agonia". Trzy razy! - opowiada.

Poprzedni rok był dla nich niewyobrażalnie trudny. - Pogotowie, operacje, walka o życie - mówi Kamil Sipowicz. - Ale teraz żona świetnie się czuje! Wstaje wcześnie rano, zajmuje się ogródkiem - cieszy się.

Dodatkowo, właśnie dzięki Korze, dwieście innych chorych na tego samego raka kobiet w Polsce wreszcie będzie mieć refundowany lek, za który do tej pory musiały płacić z własnej kieszeni.

Artystka każdego dnia łyka aż 16 tabletek i znosi to leczenie bardzo dobrze. Co zabrała jej choroba? – Urodę - odpowiada bez namysłu.

"Alpaki wchodzą nam do domu"

- Ona wyniszczyła mnie fizycznie, ale na pewno nie duchowo, intelektualnie i energetycznie! - podkreśla. Artystka dochodzi do siebie w swoim "prywatnym sanatorium" - w domu na Roztoczu.

- Niektórzy nazywają to miejsce ranczem, ale to nie jest ranczo, bo my nie mamy koni. Mamy tylko alpaki - opowiada Sipowicz. Alpaki są trzy. - Wchodzą nam do domu! Zastanawiam się, kiedy się położą się na kanapie - śmieje się Kora. W życiu Kory i Kamila Sipowicza zwierzęta były od zawsze.

W ich domu na Roztoczu poza alpakami są z nimi koty i psy. Wśród nich oczywiście suczka Ramona. Wszystkie zwierzęta są tak samo traktowane, uwielbiane i maja swoją historię. To właśnie o zwierzętach Sipowicz napisał książkę. - Człowiek jest przereklamowany - argumentują zgodnie. W swojej książce Sipowicz napisał: "Ludzie mają sens, gdy są blisko zwierząt". - Ludzie często szukają sensu w życiu. A to jest piękny sens poświęcić się zwierzęciu, uratować mu życie, dbać o nie, kochać - tłumaczy, trzymając na rękach psa.

"To jest dobry człowiek"

- Mnie to miejsce absolutnie zachwyca. Każda pora roku i każdy dzień jest tu cudną odsłoną przyrody. To jest boskie miejsce. Boskie! - mówi Kora, oprowadzając reportera UWAGI! po Roztoczu.

Ona i Sipowicz są razem już 40 lat. - Bywa różnie - przyznaje Kora. - Oboje jesteśmy bardzo emocjonalni i mamy temperament - wyjaśnia Sipowicz. - Piekielny! - wchodzi w słowo Kora. - Kamil nie ogarnia rzeczywistości, jest troszkę dyslektykiem - dodaje artystka. - Ale egzamin przy Pani chorobie zdał - zauważa reporter. - Bo to jest człowiek nieprawdopodobnie czułego serca! Który ma w sobie dobroć ponad przeciętną. To jest dobry człowiek! - mówi Kora, trzymając męża za rękę. Kiedy pytamy Sipowicz o jego marzenia, odpowiada bez namysłu: - Moim marzeniem jest, żeby Kora jak najdłużej żyła.

Korze życzymy jeszcze więcej sił i zdrowia, a Kamilowi - sukcesu i kontynuacji opowieści o Ramonie, Mili, Bobo i 56 innych zwierzętach.

podziel się:

Pozostałe wiadomości