"To, że jesteśmy ze wsi, nie znaczy, że mamy gnój wąchać"

TVN UWAGA! 235898
Od ponad miesiąca mieszkańcy wioski Czarna Dąbrówka okupują wjazd na prywatny teren hodowcy świń, żądając zamknięcia uciążliwej i - jak twierdzą - założonej niezgodnie z prawem, hodowli. Urzędnicy przekonują, że robią wszystko, by pomóc mieszkańcom, ale na razie bezskutecznie.

Wojciech Ziegert dwa lata temu kupił kilka hektarów ziemi wraz z zabudowaniami. Na początku hodował kury, nie było wówczas większych problemów z sąsiadami. Konflikt i protesty rozpoczęły się, kiedy w maju, pod osłoną nocy, właściciel zaczął zwozić do gospodarstwa warchlaki, ok 600 sztuk. Zdaniem mieszkańców smród wydobywający się z chlewni jest nie do zniesienia.

"Smród nie do zniesienia"

- Jestem instruktorem sportu, prowadzę zespoły piłkarskie, pracuję z młodzieżą. Dzieciaki mi mdlały, miały odruchy wymiotne - mówi Tadeusz Gralak, organizator protestu. Jednak według Wojciecha Ziegerta nic takiego nie stwierdzono. - Jestem tam obcy i po prostu chcą mnie stamtąd wykurzyć - uważa. Jego zdaniem chlewnia nie powinna nikomu przeszkadzać. - Są stosowane preparaty odorobójcze, byłem kontrolowany przez powiatowego weterynarza, a następnie przez wojewódzkiego weterynarza. Nie stwierdzono żadnych mocniejszych odorów - mówi.

Wójt Czarnej Dąbrówki chce jednak zamknięcia hodowli. O przeprowadzenie kontroli w gospodarstwie poprosił między innymi Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska i Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Na wynik kontroli trzeba czekać kilka tygodni. Wójt, szukając szybkiego sposobu na uniemożliwienie dostaw zwierząt, rozebrał drogę dojazdową do hodowli. Pretekstem był remont wodociągu. Zdaniem wójta hodowla jest nielegalna.

- Po pierwsze: powinien zgłosić zamiar prowadzenia hodowli i uzyskać decyzję wójta. Nie ma. Po drugie: zmiana charakteru obiektów z warsztatowych na kury. Nie ma. Z kur z kolei na świnie. Nie ma. Nielegalnie wykonał ujęcie wody, pobór wody również odbywa się nielegalnie - wylicza wójt Czarnej Dąbrówki Jan Klasa i dodaje, że nieprawidłowości w czasie prowadzonej w zakładzie kontroli znaleźli też inspektorzy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Stwierdzić mieli, że na miejscu nie ma zbiorników na gnojówkę. Według niego są przesłanki do tego, "żeby inspektor nadzoru budowlanego natychmiast wydał decyzję o zaprzestaniu tego procederu".

"Nie rozumiem wójta"

- Nie rozumiem wójta, dlaczego on tak bardzo mnie nie lubi, nęka i nasyła na mnie tyle kontroli - mówi Wojciech Ziegert. Jak mówi, większość ludzi, którzy teraz protestują, pracowała kiedyś w PGR-ach i podobne chlewnie mieli przy swoich domach, a zapachy, przy których osoby te pracowały, przynosiły także do domu. - Nie rozumiem ich podejścia - mówi.

- To, że my jesteśmy ze wsi, mieszkamy na wsi, nie znaczy, że w gnoju musimy brodzić i gnój wąchać - mówi jedna z mieszkanek.

Hodowca bagatelizuje sprawę, ale nagrania z protestu pokazują, że konflikt jest bardzo poważny. Mieszkańcy postanowili zablokować dojazd do gospodarstwa, dlatego do zabezpieczenia protestu przyjeżdżają policjanci, którzy próbują umożliwić rolnikowi dojazd do zabudowań.

- Wjeżdża z impetem swoimi samochodami, swoimi ciągnikami, chce nas porozjeżdżać i jeszcze się na nas obraża i wzywa policję, bo my jesteśmy ci źli - mówi jedna z uczestniczek protestu. - Tak, prowadziłem sprzęt, ładowarkę, gdzie chciałem umożliwić wjazd transportu kolejnych zwierząt. Niestety, ludzie wybiegli przed tę maszynę, ale nikomu krzywda się nie stała, więc niech oni nie pokazują tego w tak drastycznym świetle - odpowiada na zarzuty Wojciech Ziegert.

"To nigdy nie były budynki gospodarcze"

Hodowli nie byłoby, gdyby nie decyzja starosty. To on teren, na którym stoją budynki rolnika, wpisał do ewidencji jako rolniczy, mimo że jest to teren przemysłowy. Wydał decyzję na podstawie dokumentu wystawionego przez geodetę, wynajętego przez rolnika. Wójt gminy Czarna Dąbrówka taką decyzją starosty jest oburzony. Według niego starosta mógł popełnić przestępstwo. Wójt Czarnej Dąbrówki o wszystkim powiadomił prokuraturę, ale sprawę umorzono, nie dopatrując się w decyzji urzędnika ze starostwa znamion przestępstwa. Protestujący zaczęli zatem protest także przed budynkiem starostwa.

- Oczekujemy wycofania decyzji pierwotnej, gdzie przekwalifikował działkę inwestycyjną na rolną i ujawnił budynki rolne w gospodarstwie, kiedy one zawsze były przemysłowe. Nigdy to nie były budynki gospodarcze - mówi protestująca kobieta.

Zarówno protestujący, jak i wójt Czarnej Dąbrówki, winą za zaistniałą sytuację obarczają starostę. Według nich nie powinien był podejmować decyzji jedynie w oparciu o dokument wystawiony przez geodetę, który opłacony został przez rolnika. Sam starosta uważa jednak, że jego urzędnik dobrze sprawdził dokumenty.

- Jest osobną kwestią, czy geodeta wykonał te ustalenia rzetelnie - mówi Leszek Waszkiewicz, starosta powiatu bytowskiego. - Powinien się uderzyć w pierś właściciel nieruchomości, albowiem dokonał zmian w sposobie użytkowania nieruchomości z pominięciem prawa budowlanego - uważa.

Protest trwa

Starosta w końcu jednak uchylił swoją decyzję i uznał, że hodowla znajduje się na terenie przemysłowym, a nie rolnym. Rolnik złożył odwołanie. Twierdzi, że to on został wprowadzony w błąd przez starostę. Jak mówi, w chwili zakupu działki nie znał planów zagospodarowania przestrzennego. - Do momentu, kiedy nie byłem właścicielem, nie mogłem uzyskać takiej informacji - twierdzi, chociaż plany zagospodarowania przestrzennego są dostępne dla wszystkich.

Tadeusz Gralak zapowiada, że protestujący nie zrezygnują. - Mieszkańcy powiedzieli, że nie cofną się ani o krok - mówi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości