Grzegorz Zawierucha z MasterChefa: Chcę połączyć wodę i ogień

TVN UWAGA! 309757
Skromny, wyluzowany kucharz z Kielc podbił serca widzów i podniebienia jurorów programu MasterChef. Grzegorz Zawierucha do tej pory prowadził firmę budowlano-remontową, teraz w sklepach można kupić jego książkę kucharską. - Przed nim jest jeszcze tysiąc szczytów takich jak MasterChef. Wiem, że da radę, bo ma mocny kręgosłup i dobre wychowanie – mówi jego brat, aktor Rafał Zawierucha.

Jurorzy programu MasterChef pozostają oczarowani Grzegorzem Zawieruchą.

- Bardzo niewiele jest osób tak szczerych, tak autentycznych, prawdziwych jak Grzegorz. Niewiele osób ma tak nieprawdopodobną intuicję i talent (…) To jest pierwszy MasterChef, który od początku do końca nie grał, nie bał się, nie denerwował. Jego zwycięstwo nie było ponad wszystko. Wygrał, bo jest cudowny. Można powiedzieć, że to geniusz smaku – mówi Magda Gessler.

- Pamiętam, jak Grzegorz wszedł do studia, myśmy spojrzeli po sobie i wiedzieliśmy, że w tym człowieku jest coś wyjątkowego – wspomina Anna Starmach.

- Zaczynał jak taki bezpieczny samochód wyścigowy: powoli, powoli i gazował aż do tego ostatecznego sprintu, kiedy wygrał program. To jest w jego osobowości. Grzegorz jest skromny, spokojny i zbudował to wszystko krok po kroku – ocenia Michel Mauran.

Sam Zawierucha śmieje się, że podczas rywalizacji w programie MasterChef miał strategię.

- Dobra zabawa. Przede wszystkim – zdradza.

Dzieciństwo Grzegorza Zawieruchy

Zawierucha od kilku lat mieszka z żoną i 8-letnim synem w Warszawie. Prowadzi firmę budowlano-remontową.

- Kranik przykręcić, żaróweczkę wymienić… Numer telefonu zostawię po programie – żartował podczas nagrywania MasterChefa.

Urodził się jednak w Kielcach. Jego rodzice dość szybko odkryli w nim talent muzyczny. W wieku czterech lat grał już na akordeonie i pianinie, ostatecznie skończył jednak szkołę muzyczną grając na wiolonczeli.

Gotowanie towarzyszyło mu już od dziecka. Kiedy rodzice pracowali, to właśnie on troszczył się o obiad dla siebie i trójki rodzeństwa. Grzegorz ma dwie starsze siostry i młodszego brata, znanego aktora Rafała Zawieruchę.

- Naszym ulubionym sposobem na jedzenie spaghetti było jedzenie… prosto ze stołu. Wywalaliśmy makaron na środek, polewaliśmy sosem, mieszaliśmy wszystko i później przygarnialiśmy do siebie – wspomina Grzegorz.

- Nam się nie chciało po prostu myć garów, więc doszliśmy do ładu, że nie będziemy używać talerzy (…) Później tylko mama wracała do domu i się dziwiła skąd takie czerwone plamy na ceracie – śmieje się Rafał Zawierucha.

Spaghetti z sosem z torebki to nie jedyne danie, które Grzegorz serwował rodzeństwu.

- Takie najszybsze danie to były frytki. Obieraliśmy ziemniaki kilogramami, kroiliśmy, a później smażenie. To był długotrwały proces, żeby to przygotować, około czterech godzin, ale potrafiliśmy się w dziesięć osób najeść tylko frytkami. Bardzo miło to wspominam – mówi Grzegorz.

Rodzina Zawieruchów jest wyjątkowo liczna. W sumie w ich domu wychowało się ponad dwadzieścioro dzieci. To dlatego, że rodzice Grzegorza od lat prowadzą rodzinny dom dziecka.

- Kiedy już córki dorosły, już prawie wychodziły z domu, zaczęliśmy się zastanawiać. Mamy duży dom, co dalej z nim robić, kiedy będzie pusty? Zaświtała nam taka myśl: rodzinny dom dziecka – opowiada matka Grzegorza, Anna Zawierucha.

Ciężką pracą do celu

Gdy Grzegorz miał 17, wyjechał na dwa miesiące do Anglii, gdzie pracował na zmywaku. Za pierwsze zarobione pieniądze kupił komputer. Po studiach ekonomicznych przez siedem lat mieszkał w Irlandii. Tam poznał swoją przyszłą żonę Katarzynę i tam też założył swoją pierwszą firmę budowlano-remontową.

- Wykonywaliśmy przeróżne prace. Grzesio pracował na przykład w firmie, gdzie na początku był śmieciarzem i dopiero później awansował. Pracował w firmie medycznej, jako kelner… Nigdy nie bał się ciężkiej roboty – mówi jego żona Katarzyna.

- Po powrocie do Polski z automatu robiłem to samo. W Warszawie remontowałem kamienice, studia filmowe, restauracje – opowiada nowy MasterChef.

Wyjątkowe święta w domu Zawieruchów

Tegoroczne święta będą wyjątkowe dla rodziny Zawieruchów. Pani Katarzyna jest w 9. miesiącu ciąży, a termin porodu przypada właśnie w święta. Rodzice zdradzili ekipie Uwagi!, że spodziewają się drugiego syna, któremu dadzą na imię Marcel. Grzegorz zapowiada, że na pewno będzie przy porodzie.

- Nie widzę innej możliwości. Kasia będzie się bardziej komfortowo czuła – zapowiada zwycięzca MasterChefa.

- Był przy [urodzinach] Bartka. Miałam kryzysowe sytuacje, więc gdyby nie wsparcie duchowe i słowne, to mogłabym nie dać rady. Całe szczęście, że był ze mną na porodówce – dodaje pani Katarzyna.

A jak wyglądają święta w domu państwa Zawieruchów?

- Na stole wigilijnym musi być karp. Taki tradycyjny, ewentualnie z migdałami, ale musi być – stwierdza żona Grzegorza.

Pani Katarzyna mówi, że na wigilijnym stole Zawieruchów oprócz tradycyjnych pierogów z kapustą i grzybami czy czerwonego barszczu czasem pojawiają się… mule i krewetki.

- Ale generalnie obowiązuje tradycja. Sernik, murzynek, makowiec i przede wszystkim dużo różnych rodzajów śledzi – dodaje.

Gotowanie i żeglarstwo

Obok gotowania, wielką pasją Grzegorza jest żeglowanie. Na pierwszy rejs po Morzu Śródziemnym zabrała go starsza siostra.

- Tam była non stop impreza u niego na łódce. Moja łódka była Ciechocinkiem, a jego… nie powiem, jak się nazywała. To były czasy Berlusconiego, więc „bunga-bunga”. Kiedy tylko był jakiś hałas, jakaś muzyka, gdy coś głośnego wpływało do portu, to wiedzieliśmy, że to płynie Grzesiek – opowiada jego siostra Monika Mazurkiewicz.

Kucharz mówi, że jego marzeniem byłoby połączenie dwóch żywiołów: wody i ognia w kuchni.

- Najbardziej lubię być na łódce i gotować – mówi Grzegorz.

- Myślę, że ten sukces odsłonił jego talent. Pójdzie jeszcze wyżej. Przed nim jest jeszcze tysiąc szczytów takich jak MasterChef. Wiem, że da radę, bo ma mocny kręgosłup i dobre wychowanie. No i dlatego, że się wspieramy – mówi brat Grzegorza, Rafał Zawierucha.

Jakie plany ma na przyszłość Grzegorz Zawierucha?

- Nigdy nie mam jednego celu. Zawsze mam głowę pełną pomysłów i fantazji. Teraz na samej górze na pewno jest restauracja. Jest jak to malusieńkie dziecko, które najpierw musi się uformować, dojrzeć, urodzić i rozwinąć – mówi MasterChef.

- Chyba moim największym marzeniem jest połączenie tych moich dwóch pasji, czyli żeglowania i kulinariów. Marzę o programie kulinarnym, ale związanym z pływaniem – zdradza kucharz.

podziel się:

Pozostałe wiadomości