Ginekolog z zarzutem gwałtu wciąż przyjmuje pacjentki

TVN UWAGA! 309672
- Pytał: „Czy dzisiaj wykonamy badanie z seksem czy bez?” – przywołuje pani Anna, pacjentka Jana K. Ginekolog z Wrocławia dwa miesiące temu usłyszał zarzuty gwałtu pacjentki oraz molestowania kolejnej. Pomimo to wciąż przyjmuje w swoim gabinecie.

- Za każdym razem, gdy zbliżałam się do gabinetu czułam stres, obrzydzenie, bałam się, co znowu usłyszę. Bałam się, że znowu muszę spojrzeć na niego i przeżyć to jeszcze raz – mówi Anna o wizytach w jednym z gabinetów ginekologicznych we Wrocławiu.

Na początku października w programie Uwaga! ujawniliśmy oburzające zachowanie wrocławskiego lekarza. Jan K. miał składać kobietom niemoralne propozycje podczas wizyt. Jedna z pacjentek, pani Karolina, oskarżyła go również o gwałt.

- Rozpiął rozporek i powiedział, że najlepiej będzie jak zrobimy to w naturze. Mówiłam, że tak nie chcę, ale to nie były krzyki ani głośne sprzeciwy. To bardziej było ciche błaganie. Pamiętam też, że on swoją rękę położył mi na piersi. (…) Widać było po nim podniecenie, głośno sapał – opowiada kobieta.

Zobacz poprzedni reportaż >

Po przesłuchaniu pani Karoliny zatrzymano ginekologa. Jan K. podejrzany jest o zgwałcenie swojej pacjentki i molestowanie kolejnej. Lekarz nie przyznaje się do winy. Niedługo po zatrzymaniu wyszedł na wolność wpłacając 120 tysięcy złotych poręczenia majątkowego. Popołudniami nadal przyjmuje pacjentki.

- Co się musi stać? Jaką krzywdę on ma wyrządzić innej kobiecie, żeby ktoś w końcu obudził się, że faktycznie coś się dzieje – pyta pani Anna.

Lekarz powiedział: „O ku…”, „O ja pie…”

Pani Anna trafiła do doktora K. kilka miesięcy temu. Miała poważne problemy zdrowotne i rozpaczliwie poszukiwała pomocy. Przestała miesiączkować i cierpiała z bólu. Z miesiąca na miesiąc jej stan się pogarszał, a żaden z lekarzy nie potrafił jej pomóc. Doktora K. poleciła jej znajoma. Jan K. zobowiązał się pomóc pacjentce. Wyznaczył plan leczenia i termin operacji, ale już na pierwszej wizycie zachowanie lekarza wydało jej się dziwne.

- Wykonaliśmy badanie USG i to badanie wyglądało w ten sposób, że doktor przy komputerze, przy monitorze, gdzie widział moją macicę, zaczął mówić: „O ku…!”, „O ja pie…!”. W tym momencie, gdy nadal leżałam z rozłożonymi nogami, zaczęły mi lecieć łzy i właśnie wtedy dowiedziałam się, że mam dwa guzy ogromnych rozmiarów. To, jak on się wyraził spowodowało, że bardzo się zestresowałam. Leciały mi łzy, nie wiedziałam, jak się zachować. Po skończonej wizycie siadłam w samochodzie i po prostu płakałam – relacjonuje swoją pierwszą wizytę pani Anna.

Pacjentki Jana K. mówią, że lekarz podczas wizyt skracał dystans używając sformułowań „kochanie” czy „kwiatku”, szukał kontaktu fizycznego. Doświadczyła tego również pani Anna.

- Zawsze był blisko mnie. Zawsze jak wstawałam już się przebierać, on zaraz pojawiał się blisko mnie. To, jak on patrzy na pacjentki, jak patrzył na mnie, sprawiało, że się wstydziłam. Zawsze wchodziłam do gabinetu w dużych, luźnych swetrach – opowiada kobieta.

„W jakiej pozycji lubisz uprawiać seks?”

Wraz z kolejnymi wizytami kobieta czuła się coraz bardziej niekomfortowo. Już na drugiej wizycie lekarz złożył jej niemoralną propozycję.

- Jeździłam do niego bardzo często i za każdym razem słyszałam to samo: propozycje seksu, zapłaty „w naturze”. Pytał mnie: „Czy dzisiaj wykonamy badanie z seksem czy bez?”. Pytał w jakiej pozycji lubię uprawiać seks, bo on by to chętnie sprawdził – mówi pani Anna.

- Słyszałam, że seks by mi pomógł i on chciałby go ze mną uprawiać, bo wtedy zobaczyłby, w jakiej pozycji lubię. Często mnie pytał, w jakich pozycjach lubię uprawiać seks. Tym bardziej, że wiedział, co działo się w moim organizmie i, że nie mogłam uprawiać seksu, bo to sprawiło ogromny ból – opowiada.

Gdy padały takie pytania, pani Anna nigdy nie odpowiadała.

- Siedzieliśmy w takiej ciszy, a on się tak głupiutko uśmiechał i mówił: „To kochanie następnym razem, następnym razem przyjdź” – mówi kobieta.

Pani Anna mieszka w małej miejscowości. Na wizyty u ginekologa musiała dojeżdżać do Wrocławia ponad 100 kilometrów.

- Ciężko mi było znaleźć innego specjalistę, dlatego chodziłam do niego. Na początku mu zaufałam i wiedziałam, że on zna wszystkie szczegóły [mojej choroby – red.] – tłumaczy pacjentka.

Kobieta pomimo że czuła się niekomfortowo, kontynuowała wizyty, bo sądziła, że tylko doktor K. może jej pomóc w odzyskaniu zdrowia.

Niestosowne komentarze przy personelu

W lutym 2019 roku lekarz przeprowadził operację usunięcia guzów. Kiedy kobieta leżała w szpitalu, ponownie, tym razem w obecności personelu, niestosownie się zachował.

- Pamiętam, że przy moim łóżku stał on i kobiety, które asystowały przy operacji. Przy tych wszystkich osobach on mi powiedział, że jak do niego przyjadę na seks, to wtedy pogadamy co i jak – opowiada.

- Spojrzałam na te dziewczyny i pomyślałam, że one chyba też wiedzą, co się dzieje, jaki to jest typ człowieka.

Konfrontacja z doktorem K.

Pani Anna postanowiła w końcu skonfrontować się z Janem K. Chciała powiedzieć mu w twarz, że skrzywdził ją swoimi komentarzami i za każdym razem czuła się w jego gabinecie niekomfortowo. Na wizytę udała się z ukrytą kamerą.

- Ja żartowałem, kwiatku. (…) Już tak nie żartuję, bo mam teraz przez to problemy – stwierdził K., gdy pani Anna spytała go, dlaczego przy każdej wizycie proponował jej seks.

- Kochanie, mam przepuklinę, jestem po zawale. Praktycznie rzecz biorąc nie uprawiam seksu – tłumaczył.

Lekarz wyparł się tego, że pytał kobietę o to, w jakich pozycjach lubi uprawiać seks.

Pani Anna spytała lekarza również o to, dlaczego podczas wizyt proponował jej alkohol. Kobieta dodaje, że zauważyła, że w jego gabinecie stoi typowa szklanka do whisky, a w barku są alkohole. Usłyszała, że lekarz „nigdy nie miał nic złego na myśli”.

- Przecież nie warunkowałem operacji czy czegokolwiek od seksu, nie? Czy mówiłem, że jak nie będzie seksu, to nie będzie operacji? W ogóle nie biorę tego pod uwagę – bronił się ginekolog.

- No dobrze, nie mam usprawiedliwienia. Jeżeli pani jest w stanie mi wybaczyć, to ja bym chciał panią jeszcze raz przeprosić. Proszę mi wierzyć, że nie dotykałem pani w żadnych innych miejscach. Nie dotykałem ani łechtaczki, ani niczegokolwiek nie dotykałem – powiedział K.

Pani Anna nie przyjęła przeprosin Jana K.

- W mojej opinii lekarz specjalista, któremu ufam, nie powinien się tak zachować – opowiedziała lekarzowi.

Po wyjściu z gabinetu pani Anna nie potrafiła opanować emocji. Zalała się łzami.

- Czuję ogromną ulgę, bo wiem, że przyznał się do tego, co robił. Wiem, że kobiety, które do niego chodziły i nie wierzyły [w to, jak się zachowuje – red.], i te które będą chciały do niego przyjść w przyszłości, będą wiedziały, z kim mają do czynienia.

Dlaczego doktor K. wciąż przyjmuje pacjentki?

Pani Anna jest kolejną pacjentką, która oskarża lekarza o niestosowane zachowanie. Jan K. usłyszał zarzuty dwa miesiące temu. Jak to możliwe, że wciąż prowadzi praktykę lekarską?

Na rozmowę zgodził się rzecznik odpowiedzialności zawodowej.

- Nie dostaliśmy żadnego zawiadomienia na ten temat. Nie było pisma z prokuratury, nie było pisma od naczelnego rzecznika odpowiedzialności zawodowej – mówi dr n. med. Piotr Piszko, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej Dolnośląskiej Izby Lekarskiej.

Czy Izba Lekarska weźmie odpowiedzialność za to, że każdego dnia do gabinetu K. przychodzą pacjentki, które nie wiedzą, że lekarzowi postawiono zarzut gwałtu?

- Nie mam środka, który pozwoli mi podjąć taką decyzję. Decyzję o zawieszeniu czy odebraniu praw do wykonywania zawodu może podjąć tylko sąd lekarski po rozpatrzeniu sprawy – tłumaczy dr n.med. Piotr Piszko.

Rzecznik odpowiedzialności zawodowej Dolnośląskiej Izby Lekarskiej zadeklarował, że Izba zajmie się sprawą doktora Jana K.

- Będzie wszczęte postępowanie z urzędu. To postępowanie będzie przeze mnie traktowane jako priorytetowe i będę miał nad nim osobisty nadzór. Obiecuję, że zostanie doprowadzone do końca i zakończone stosownym orzeczeniem – powiedział dr n. med. Piotr Piszko.

podziel się:

Pozostałe wiadomości