„Artystka pełną gębą”. Kulisy Sławy Mery Spolsky

TVN UWAGA! 342127
Choć mogłaby mieszkać za granicą, wybiera Polskę, właśnie dlatego na scenie i na płytach nieustannie towarzyszy jej biel i czerwień. Uwielbia bawić się słowem i jak sama mówi, ma niewyparzony język. Właśnie za to pokochali ją fani, którzy mówią, że jest głosem pokolenia. Zapraszamy na Kulisy Sławy Mery Spolsky.

- To zdecydowanie dobra wokalistka, performerka, genialna tekściarka i osoba, która jest jedyna w swoim rodzaju. Nie można powiedzieć, że to jest polski odpowiednik kogoś. To jest po prostu Mery Spolsky – ocenia Ralph Kaminsky, wokalista i kompozytor.

Mery Spolsky, czyli Maria Żak

Mery Spolsky to pseudonim artystyczny 26-letniej Marii Żak.

- Jestem dumna, że jestem z Polski – tutaj się urodziłam, w Warszawie. Mówię po polsku, choć chodziłam do szkoły niemieckiej, a potem studiowałam amerykanistykę i anglistykę. Teoretycznie mogłabym wyfrunąć do Berlina albo do Londynu, ale to w Polsce czuję się najlepiej. Biorę Polskę i tę biało-czerwoność ze wszystkimi wadami i zaletami i przemycam w swojej twórczości. Po prostu kocham to miejsce - mówi artystka.

Marysia występowała od dziecka. Najpierw jako uczennica szkoły muzycznej w klasie skrzypiec, potem w zespołach rockowych.

- Sam byłem muzykiem przez 20 lat, więc to jest naturalne, że chce się, żeby dziecko też spróbowało. Szkoła muzyczna uczyła muzyki klasycznej, a ja zajmowałem się muzyką rozrywkową, więc miała wybór. Na któreś święta kupiłem jej gitarę i na niej gra do dzisiaj – opowiada Arkadiusz Żak, ojciec Mery.

Ogólnopolska kariera

Mery Spolsky jako nastolatka zjeździła Polskę, występując w różnych konkursach piosenek. Udział w jednym z nich zakończył się podpisaniem kontraktu płytowego.

- To jest artystka pełną gębą. Osobowość, czyli coś, czego nie da się stworzyć. Ma w sobie oryginalność, pewność siebie; może nawet bezczelność, ale taką popartą wielkim talentem - mówi Tomasz Grewiński, prezes KAYAX Productions & Publishing. I dodaje: - Do tego Mery tworzy też świetne teksty - intrygujące, zaczepiające. Właśnie dlatego poczułem, że w tej dziewczynie jest coś, co warto wydobyć na szerszy rynek.

- Kocham Mery w każdej postaci. Również prywatnie, ponieważ jest po prostu świetną dziewczyną. Jest bardzo inteligentna, bardzo dowcipna, dlatego fajnie spędza się z nią czas. A do tego wszystkiego dobrze się z nią pracuje, bo jest bardzo szybka i bystra – ocenia Kayah.

Od ponad dwóch lat Mery Spolsky tworzy i występuje z muzykiem i producentem muzycznym No Echoes. To właśnie z nim artystka stworzyła najnowszą płytę „Dekalog Spolsky”.

- Szukałam osoby, która będzie mogła wziąć do ręki różne instrumenty i na nich zagrać, będzie mogła ze mną zatańczyć, bo mamy także choreografię, będzie mogła zaśpiewać. I tak osobą jest właśnie No Echoes – opowiada Mery Spolsky.

- Mery jest nietuzinkową artystką. Ma bardzo jasną wizję tego, co chce robić, ale jest też otwarta na eksperymenty. To jest bardzo wdzięczny materiał dla producenta – zdradza No Echoes.

„Szafa Mery Spolsky”

W mieszkaniu Mery Spolsky jest jedno specjalne miejsce.

- Zapraszam do mojej szafy „Spolsky”, jak ją nazywam. Tutaj dzieje się też muzyczna część, bo często nagrywam w niej wokale. Mam takie studio wśród moich ubrań i stylizacji koncertowych - opowiada wokalistka.

W szafie jest konsekwentnie – czarny, czerwony i biały.

- Mam absolutnego bzika na punkcie tych trzech kolorów. Wszystkie ubrania, buty, dodatki są takie – zdradza i dodaje: - Jest też bardzo dużo projektów mojej mamy, która była projektantką mody. Ta szafa ma jej ducha i to dodaje mi energii.

Matka Mery zmarła, gdy wokalistka miała 21 lat. Nieukojony żal i tęsknota powraca w utworach Mery. O tym jest właśnie utwór „Szafa Mery Spolsky”.

- Moja mama zawsze mówiła mi „zrób to, bo jak nie zrobisz, to będziesz żałować”. Zawsze powtarzała mi, że jestem piękna, zdolna i mam iść zdobywać świat. Taka była moja mama. Zabraniała mi czegokolwiek się wstydzić, kazała czasem wręcz przesadzać i w stylizacjach, i w tekstach. Dzięki temu mam w sobie odwagę – wspomina Mery.

Teraz mama towarzyszy Mery Spolsky cały czas – artystka wytatuowała sobie jej autoportret na przedramieniu.

„Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj”

Mery Spolsky wydała w tym roku także książkę - „Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj”.

- Na początku bardzo mocno inspirowałam się Grzegorzem Ciechowskim, ponieważ bardzo cenię sobie to, jak pisał teksty, jak bawił się językiem i tym jaką poezję tworzył w piosenkach. Przy „Dekalogu Spolsky” zaczęłam się inspirować językiem ulicznym, slangiem. Inspiracje są wszędzie, dlatego zdecydowałam się napisać większą formę tekstową. Napisałam książkę, w której są i opowiadania, i wiersze, bo w piosenkach zaczęło mi brakować miejsca – mówi Mery Spolsky.

Prowokacyjny tytuł książki fani artystki rozumieją jako zabawę słowem i absurd.

- To jest po prostu konwencja Mery, ona zawsze bawi się słowem, więc to tylko gra słów. Myślę, że na pewno daleko jej od zabicia – mówi Filip, które spotkaliśmy na spotkaniu autorskim. I dodaje: - Przesłanie, które płynie z książki jest bardzo pozytywne i podtrzymujące na duchu.

- Chciałabym tą książką zainspirować do cieszenia się z życia i spojrzenia na nie przychylnym okiem nawet gdy ma się czarne myśli. Nawet kiedy ma się gorsze dni, warto spojrzeć na to z innej perspektywy. To jest książka dla wszystkich tych, którzy mają głowy w chmurach – tłumaczy artystka.

podziel się:

Pozostałe wiadomości