Cudzy kredyt na własny dowód

Pani Aneta musi spłacać dług, którego nie zaciągnęła. Jej skradziony dowód posłużył oszustowi do zaciągnięcia pożyczki na jej nazwisko. Odkąd jej pensję zajął komornik, traci połowę zarobionych pieniędzy. Mimo że nie jest niczemu winna, właśnie na niej spoczywa ciężar udowodnienia, że dokonano oszustwa.

W 2003 roku w czasie podróży pociągiem pani Anecie skradziono dokumenty. Zgłosiła ten fakt i w pociągu i na najbliższym komisariacie, zaraz po wyjściu na peron. - Myślałam, że to koniec historii – mówi Aneta Miler-Gliniak. – W listopadzie 2005 roku chciałam wziąć DVD na kredyt. Okazało się, ze nie mogę go wziąć, ponieważ już mam zaciągnięty jakiś kredyt. Nie swój kredyt musi spłacić pani Aneta. To ona musi zwrócić bankowi pieniądze, których nawet nie widziała. Do tego dochodzą odsetki. Łącznie kilka tysięcy złotych. - W sierpniu 2006 roku otrzymałam pismo z mojej firmy, że komornik zajął moją pensję. Sama wychowuję dwójkę dzieci. Dzięki pomocy znajomych i rodziny udaje nam się egzystować. Pieniądze, które zabiera mi komornik starczyłyby mi na normalne życie. Moje dzieci dostają dofinansowanie do obiadów z MOPS, o co nie musiałabym się starać, gdyby cała moja pensja trafiała do mnie. Jakub Duda, asesor kancelarii komorniczej w Gdańsku, tłumaczy, że każdy komornik sądowy ma zapisany w kodeksie postępowania cywilnego zakaz badania zasadności i wymagalności obowiązków wynikających z tytułu wykonawczego. Komornik nie wie, za co i dlaczego musi egzekwować pieniądze. Natomiast sprawę, krok po kroku, musiała badać pani Aneta. - Komornik kazał mi się udać do moich wierzycieli. Próbowałam mu tłumaczyć, że nie wiem kim są. Nie mogę więc niczego wyjaśnić. Śledztwo pani Anety pozwoliło na ustalenie wierzyciela, czyli banku. Wysłała do niego oświadczenie, że nie brała nigdy kredytu, ksero dowodu osobistego, poświadczenie z urzędu miasta, że od trzydziestu lat mieszka w Lublinie, a nie w Gdańsku. Tam bowiem zaciągnięto kredyt i tam wysłano jej dokumenty kredytowe, na nieznany jej adres. Rzeczniczka GE Money Bank, Aleksandra Kwiatkowska, mówi, że bank weryfikuje, czy dowód osobisty nie jest zastrzeżony w bazie dokumentów utraconych. Jak się okazuje, to pani Aneta powinna była osobiście zadbać, by policja odnotowała kradzież dokumentów we właściwej bazie. Nadkom. Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji tłumaczy, że to osoba poszkodowana ma za zadanie sprawdzenie, czy dokonano wszystkich formalności związanych ze zgłoszeniem utraty dokumentu. Na razie konsekwencje ponosi pani Aneta i jej dzieci. Chociaż bank postanowił zawiesić postępowanie egzekucyjne, sprawa jest w rękach komornika. Komornik natomiast, mimo zawieszenia postępowania przez bank, postanowił nadal ściągać pieniądze z pensji pani Anety. Składa je na koncie sądowym. Wygląda na to, że i bank, i komornik zignorowali argumenty pani Anety i przerzucają się odpowiedzialnością. Bank kredytu nie umorzył. Co więcej, machina ściągania długu została uruchomiona przez sąd, bo to sąd uznał iż bank ma prawo do pieniędzy pani Anety i może w tym przypadku skorzystać z pomocy komornika. Pani Aneta musiała wytoczyć bankowi sprawę o zaniechanie egzekucji i jedyne chyba, co może w tej chwili zrobić, to cierpliwie czekać na rozstrzygnięcie sądowe.

podziel się:

Pozostałe wiadomości