„Kobieta z krwi i kości”. Kulisy Sławy Anny Dymnej

TVN UWAGA! 316154
Wybitna aktorka, kobieta o wielkim sercu, obdarzona wyjątkową urodą i talentem. Od kilkunastu lat pracę artystyczną z sukcesami łączy z działalnością na rzecz niepełnosprawnych.

Legnica, Kraków

Anna Dymna, z domu Dziadyk, urodziła się w 1951 roku w Legnicy. Jej rodzina pochodziła z Kresów. Tata był inżynierem lotnikiem, mama ekonomistką.

- Miałam szczęście, bo byłam tak wychowywana, że nigdy mi nikt nie mówił, że jestem lepsza od innych. Rodzice wychowywali nas tak, że nas szanowali, ufali nam, a na dodatek pokazywali, co jest w nas dobrego – opowiada aktorka.

Artystka od lat związana jest z Krakowem i Narodowym Starym Teatrem im. H. Modrzejewskiej.

- Wchodzę na Wieżę Mariacką już od 20 lat. Tutaj skupiam myśli, nabieram dystansu i wiem, że to, co się tam dzieje na dole z krzykami, z nienawiścią, bieganiną – to wszystko jest nieważne. Najważniejsze jest to, żeby ktoś o tobie myślał, cieszył się, że jesteś na świecie, uśmiechał się do ciebie. Tylko to się liczy – wyznaje Dymna.

Jako aktorka Anna Dymna cieszy się niesłabnącym szacunkiem całego środowiska artystycznego.

- Ona jest jak Orzeł Biały elementem wyposażenia kulturowego naszego pokolenia. Każdemu się wydaje, że Dymna jest jego własnością – śmieje się Radosław Krzyżowski, aktor.

- Zawsze możemy na nią liczyć. Niezależnie czy jest zima, czy pada śnieg ona zawsze jest z nami i wspiera nasze działania – dodaje Jerzy Owsiak.

Wybitne role

Anna Dymna to ikona polskiego kina, także wspaniała aktorka teatralna. Spośród kilkudziesięciu ról filmowych widzowie pamiętają jej delikatną, zjawiskową twarz z takich produkcji jak „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”, „Dolina Issy” czy „Znachor”.

- Jak weszłam w ten zawód, to ci wielcy artyści, twórcy patrzyli na mnie z życzliwością i we mnie wierzyli. Nauczyli mnie miłości do tego, co robię. Mówili, że będą momenty trudne, że będę wyciągała drzazgi z policzków, płakała, ale to świetnie, że jestem i to robię – opowiada.

Z upływem lat uroda artystki zmieniała się, ale nigdy nie gasła. Dymna z dojrzałego wieku potrafiła uczynić atut.

- Bardzo długo wyglądałam młodziutko, byłam takim dzieckiem. Grałam te dzieci do 34 roku życia i już mnie to uwierało. Potem jak zaszłam w ciążę przytyłam 32 kg i miałam myśli, że ludzie nie będą mnie takiej chcieli. Kazimierz Kutz powiedział mi wtedy, że wreszcie wyglądam jak prawdziwa baba. Wtedy minęły mi wszystkie kompleksy – wspomina Dymna.

- Ona ma to, co mają najlepsi aktorzy. Przez swobodę przed obiektywem potrafi zrobić wrażenie prawdziwości granej postaci. Poza tym słucha, co się do niej mówi – dodaje Janusz Majewski, reżyser.

Fundacja Mimo wszystko

Kilkanaście lat temu Anna Dymna stworzyła w Krakowie fundację „Mimo wszystko”. Kilka lat potem powołała do życia ośrodek dla osób z niepełnosprawnościami „Dolina Słońca”. Podopieczni ją uwielbiają i traktują jak członka rodziny.

- Bardzo bałam się osób niepełnosprawnych, bo nigdy ich nie znałam. Nie wiedziałam jak się z nimi dogadam, co zrozumiem, jak oni się zachowują. Dodatkowo my aktorzy jesteśmy lekko rozpuszczeni, wszyscy wiedzieli, kim jestem, a oni przecież nie wiedzieli – opowiada Dymna i dodaje: Przyjechałam tu po raz pierwszy, a tu jeden mnie całuje, drugi wita, trzeci mnie przewrócił. Po kilku minutach poczułam się bardzo potrzebna i kochana.

- Anna ma dar przekuwania inicjatyw w sukces, to bardzo cenna umiejętność. Być może bierze się to z tego, że ludzie wyczuwają jej dobre intencje. Ona nie robi tego, by się wykreować, czy zarobić, tylko żeby zrobić coś dobrego – komentuje Andrzej Sikorowski, piosenkarz.

Anna Dymna jest żoną Krzysztofa Orzechowskiego, dyrektora teatru im. Słowackiego w Krakowie. To jej trzeci mąż. Z drugim ma dorosłego syna Michała. Jak sama mówi, to pierwszy mąż, nieżyjący już Wiesław Dymny, pisarz, poeta, malarz ukształtował ją, gdy poznała go jako młoda aktorka.

- To była moja pierwsza, największa miłość. Nie wiem co by było, gdybym go nie poznała. On mnie nauczył miłości – wyznaje aktorka i dodaje: To nie była prosta miłość. Wiesiu pił, nie umiałam mu mądrze pomóc, choć były okresy, kiedy w ogóle nie pił. Potem umarł, zostawił mnie, czego nie mogłam mu długo wybaczyć. Chodziłam na grób kopałam go i mówiłam: Coś ty mi zrobił?!

podziel się:

Pozostałe wiadomości