Dino był w krytycznym stanie. "Krew ciekła mu po oczach"

TVN UWAGA! 287021
Inspektorzy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami odebrali właścicielowi skrajnie wyczerpanego psa, z licznymi, otwartymi ranami na ciele. Po kilkunastu miesiącach rehabilitacji i opieki, pies znów może wrócić do właściciela. O sprawie powiadomiliście nas przez #tematdlauwagi

Anonimowe zgłoszenie

Rok temu pracownicy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Opolu otrzymali anonimowe zgłoszenie o cierpiącym i zaniedbanym owczarku niemieckim.

- Pierwszego dnia było już ciemno, co utrudniało ocenę stanu psa. Wróciliśmy następnego dnia. Kiedy zobaczyłam jak Dino wygląda, jak wchodzi do budy, stanęłam z boku i zaczęłam płakać. Pies wychodził z budy tylko po to żeby się załatwić, zjadał odchody, wyglądało to tragicznie – wspomina Aleksandra Czechowska, wolontariuszka TOZ w Opolu.

Inspektorzy w asyście policji podjęli decyzję o natychmiastowym odebraniu psa właścicielowi.

- Funkcjonariusze też byli poruszeni stanem Dino. Całą drogę obiecywałam psu, że jak przetrwa, to będzie miał dobre życie – dodaje Aleksandra Czechowska.

Zwierzę trafiło do kliniki weterynaryjnej, w której spędziło trzydzieści dni. Jego stan był poważny. Lekarze oczyścili i zszyli rany wokół oczu, odrobaczyli go, podali antybiotyki.

- Temu psu z oczu leciała krew. Rany miał zarówno nad gałką oczną, jak i poniżej. Na ciele miał ropne, posklejane rany. Jeśli zostawilibyśmy tego psa w takim stanie to te pękające rany, przy zarobaczeniu psa mogłyby doprowadzić do sepsy - opisuje Stanisław Firlik, lekarz weterynarii i dodaje: Psa z takimi otwartymi ranami, w swojej praktyce jeszcze nie widziałem. Te otwarte rany były źródłem cierpienia tego zwierzęcia. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś z ludzi z takimi ranami nie odczuwał bólu.

Biegły: Rany są efektem choroby

Sprawą znęcania się nad psem zajęła się policja. Do akt trafiła opinia napisana przez biegłego lekarza weterynarii.

- Wskazał, że te zmiany na ciele psa, były konsekwencją choroby, którą był dotknięty ten pies. Ustalono, że właściciel psa korzystał z pomocy lekarzy i zabiegi weterynaryjne były wobec psa podejmowane - podkreślaStanisław Bar, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu.

Po zapoznaniu się z tą opinią, Prokuratura Rejonowa w Kluczborku umorzyła sprawę. Decyzja ta skutkuje tym, że właściciel psa nie poniesie żadnej odpowiedzialności za zły stan zdrowia zwierzęcia.

- Ten pies miał nacieki zaschnięte pod oczami, ale był w stanie fizycznym dobrym. Proszę zobaczyć, jak ten pies biegał przed moim wyjazdem. Nie mam sobie nic do zarzucenia – komentuje Józef Stiller, właściciel psa.

W chwili odebrania Dina jego właściciel przebywał na urlopie. Mężczyzna deklaruje, że psa odebrano mu bezprawnie i będzie żądał wydania decyzji nakazującej oddanie mu Dino.

- Zniszczono mój wizerunek. Chcę tego psa mieć z powrotem. To jest mój pies – dodaje Stiller.

Kto opiekował się Dino?

Właściciel psa uważa, że zwierzę było w dobrym stanie i pod stałą opieką weterynarza. Zupełnie inną opinie usłyszeliśmy w Opolskiej Izbie Weterynaryjnej, w której toczy się postępowanie dyscyplinarne wobec weterynarza, który według właściciela opiekował się psem.

- Ze zgromadzonej dokumentacji wynika, że pies trzy lata był pod opieką weterynaryjną. Okazało się, że nie przez trzy lata, tylko trzy lata wcześniej, jednorazowo lekarz zajął się Dino. Konsultację zakończył wskazaniem, że potrzebne jest w tym przypadku leczenie specjalistyczne – komentuje lek. wet. Jerzy Pankiewicz, Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej przy Opolskiej Izbie Weterynaryjnej.

Mimo działań w Opolskiej Izbie Weterynaryjnej, zeznań lekarzy zaangażowanych w leczenie psa i opinii prof. Hanny Mamzer, biegłej sądowej z Poznania, Sąd Rejonowy w Kluczborku podobnie jak prokuratura, umorzył sprawę.

- Rany i obrażenie na ciele tego psa były wynikiem jego przetrzymywania w nieodpowiednich warunkach, co w myśl ustawy jest znęcaniem się nad zwierzęciem. Trudno mi sobie wyobrazić, że ten pies wróci do właściciela. Teraz ma zapewniony tymczasowy dom. Powrót do kojca to trauma dla zwierzęcia – mówi dr hab. Prof. Hanna Mamzer z Uniwersytetu Adama Mickiewicza.

Wolontariusze z opolskiego TOZ- u nie mogą się pogodzić z takim finałem w sądzie. Zorganizowali zbiórkę podpisów pod petycją do Ministerstwa Sprawiedliwości. Pismo podpisało już kilkanaście tysięcy osób. Do tej akcji dołączyła także Joanna Krupa, znana miłośniczka zwierząt.

- Czy ci ludzie z sądu i prokuratury widzieli zdjęcia tego pieska? Te rany, zakrwawione oczka… Jak można stwierdzić, że nic mu się nie działo? Proszę wszystkich, żeby podpisać tę petycję, nie poddawać się i walczyć, bo ten pies nie ma głosu – apeluje.

Właściciel psa żąda zwrotu owczarka. Zawiadomił policję o przywłaszczeniu go przez wolontariuszy opolskiego TOZ-u. Tymczasowa opiekunka Dina złożyła wniosek do prokuratury o ponowne zajęcie się sprawą.

- Chciałabym po prostu, żeby Dino miał takie życie, jakie powinien mieć każdy pies. Widzę w jego oczach wdzięczność, czuję jak kładzie się obok mnie i pilnuje. Kocham go bardzo, ale dla każdego innego psa zrobiłabym to samo. Trzeba go zostawić w miejscu, które jest dla niego najlepsze – kwituje Aleksandra Czechowska.

podziel się: