Kim są ludzie, którzy zabierają nas z przystanku?

TVN UWAGA! 135365
Wstają o świcie, po to by godzinami jeździć od pętli do pętli i z powrotem. Nie mają szans by poczuć siłę demona prędkości - co chwila muszą zatrzymać się w zatokach albo stać w najgorszych korkach. Kierowcy miejskich autobusów. Wielu z nich przekonuje jednak, że ta z pozoru monotonna praca jest fascynująca. Wielu marzyło o niej od dzieciństwa...

Pan Ryszard, kierowca miejskich autobusów z Łodzi, wkrótce odchodzi na emeryturę. Teraz nie tylko sam siedzi za kierownicą, ale i sprawdza młodych kierowców przychodzących do pracy. Sam fakt posiadania uprawnień nie wystarcza: przekonał się o tym pan Artur, który zanim trafił do łódzkiej zajezdni, zdobywał szlify w szkockim Glasgow. - Początki były bardzo ciężkie. Pierwszego dnia zatrzymała mnie policja, bo źle wjechałem na autostradę. Spytali czy wiem gdzie jestem i czy potrafię jeździć autobusem. Pomogli mi wtedy wrócić na prawidłowy pas. Takiego napięcia nigdy w życiu nie przeżyłem. Ale dałem radę - opowiada Artur Ceterowski. Do tej pracy często trafiają też ludzie, którzy za kierownicą autobusu chcą realizować swoje dziecięce marzenia. - Pracowałem w biurze i tam zostałem zastępcą kierownika. Ale w pewnym momencie stwierdziłem, że to nie jest do końca to, co chciałem robić. I zostałem kierowcą autobusu. Nie żałuję - mówi Dariusz Szubert. - To trzeba przynajmniej lubić. A w moim przypadku jest tak, że ja to po prostu kocham - dodaje Agnieszka Szadkowska. Czy praca na liniach nocnych jest równie lubiana? W tej sprawie nasi rozmówcy są jednomyślni - to szczególne wyzwanie. Statystycznie tylko jeden na ośmiu kierowców autobusów, którzy próbują tej pracy, nie prosi w krótkim czasie o przeniesienie na dzienne zmiany. Pan Robert, 46-letni kierowca z Łodzi, jeździ wyłącznie na liniach nocnych. Już siedem lat. - Chodziło mi o to, żeby mniejszy był ruch. Jest to dla kierowcy bardzo duże ułatwienie. Poza tym jerst to lepiej płatna praca. Jednak wiąże się też z większym ryzykiem. Mnie bezpośrednio nigdy nie zaatakowano, ale koledze na przykład wybito oko. Wtedy możemy skorzystać z tzw. połączenia alarmowego, które naszą kabinę łączy bezpośrednio z centralą ruchu, a ta od razu wzywa policję - opowiada Robert Hornik. Czerwony przycisk alarmowy w kabinie, kierowca naciska także w razie wypadku lub kolizji. W ubiegłym roku doszło do ponad dwudziestu wypadków z udziałem autobusów miejskich. Choć w większości z nich policja nie dopatrzyła się winy kierowców autobusów - podkreślają oni, że o błąd najłatwiej, gdy pojazd jest pełen pasażerów. - Tę pracę bardzo lubię. Ale czasem jest ciężko - podsumowuje Ryszard Wieczorek.

podziel się:

Pozostałe wiadomości