"W szpitalu psychiatrycznym poczułam ulgę"

TVN UWAGA! 192972
"Wyglądam, jak przeciętna dziewczyna, ale kiedy nikt nie widzi, pochłaniam olbrzymie ilości jedzenia. A potem je zwracam. Głodzę się. Potrafię nie jeść przez 11 dni. Tak wygląda moja bulimia. To koszmar" - napisała do UWAGI! 20-letnia Sylwia, która stara się walczyć z chorobą.

Z bulimią zmaga się od sześciu lat, ale leczenie zaczęła pół roku temu. Swoje doświadczenia z tego najtrudniejszego czasu, dokumentuje. - Mam wrażenie, że jestem tłustą świnią. Nie chcę jeść, nie chcę tyć. Czuję bałagan w głowie - mówi na jednym z nagrań. Sylwia ma 168 cm wzrostu i waży 52 kilogramy. Obsesja na punkcie jedzenia wzięła się z potrzeby bycia wyjątkową. - Chciałam pokazać tę moją wyjątkowość poprzez niską wagę, kontrolę tej wagi - uściśla.

"Jak można nie jeść?"

Na początku stosowała diety, bo siostry się odchudzały. Potem, po kryjomu, zaczęła się objadać. Chować jedzenie w kieszeniach i torebkach. Szybko nauczyła się, że kiedy pralka wiruje na największych obrotach, nie słychać jak wymiotuje. Nie przerażała jej cieknąca z gardła krew.

Żeby wywołać kolejne wymioty, do gardła wkładała łyżeczkę. Mama Sylwii do dzisiaj nie potrafi zrozumieć choroby córki. - Dla mnie to jest niepojęte! Jak można nie jeść? - komentuje. Przyznaje, że zdarzało jej się nadsłuchiwać pod drzwiami łazienki. Sprawdzać, czy Sylwia nie wymiotuje. Bulimia to choroba o podłożu psychicznym. Często wynika ze złych relacji rodzinnych. Czy Sylwia próbowała rozmawiać? - Być może… Ale jak ja wracałam z pracy po 10 czy 11 godzinach, to na nic nie miałam już siły - mówi jej matka. Od ojca słyszymy: - Co mogłem zrobić? Pasa wziąć? Jak nie chce rozmawiać, nie będę naciskał.

Próby samobójcze

To koleżanka zauważyła, że z Sylwią dzieje się coś złego. Zaprowadziła ją do psychologa. Wtedy na jej nogach i rękach zaczęły się już pojawiać ślady po cięciach. Sylwia coraz częściej myślała o samobójstwie.

Kiedy nałykała się tabletek i straciła przytomność, trafiła do szpitala psychiatrycznego. Wtedy też o bulimii dowiedzieli się rodzice. - W szpitalu poczułam ulgę! Tam są kraty w oknach, nie ma telewizora. Byłam odcięta od świata, problemy mnie nie dotyczyły - wspomina Sylwia. Również w szpitalu miała próby samobójcze. - Kiedy się objadłam, próbowałam wsuwką podciąć sobie żyły. Często kończyłam w pasach bezpieczeństwa. Dwa czy trzy razy sama poprosiłam, żeby mnie w nie zapięli. Czułam, że nie daję sobie rady i mogę sobie coś zrobić - opowiada młoda kobieta.

Rodzice nie widzieli?

Matka Sylwii przyznaje, że na rękach córki widziała ślady po cięciach. - Powiedziała bodajże, że to lubi - wspomina. - To ona miała próby samobójcze? - dziwi się ojciec Sylwii. Matka: - Wiem tylko o jednej!

Bulimia jest chorobą trudną do wyleczenia. Można się z nią zmagać do końca życia. Chociaż Sylwia chodzi na terapię i jest pod kontrolą psychiatry, to zdarzają jej załamania: ochota, by szybko się najeść i wszystko zwrócić. Mimo to stara się normalnie żyć. Zaczęła studiować pedagogikę, nie boi się już spotykać z ludźmi. - Mam więcej znajomych, nie jestem wyizolowana jak dawniej. Szczęśliwa? Aż tak bym tego nie ujęła. Ale jest o wiele lepiej - mówi.

"Jest jak szkielet, a mówi, że ocieka tłuszczem"

W pamiętniku zanotowała swoje zakupy w spożywczym: sześć bułek, czekolada, jogurt, banany. - Jedzenie podchodzi mi do gardła i mam poczucie obrzydzenia do siebie. Wymiotować, czy nie? - pisała potem. Nam opowiada, że zdarzały jej się głodówki trwające dwa tygodnie. - Wtedy przychodził moment, kiedy już nie czułam głodu. I to było najlepsze - uśmiecha się mimowolnie. Przyznaje, że tęskni za tamtym uczuciem. - Ale wiem, że to jest złe - poprawia się prędko.

Z pamiętnika: "Zjadałam tak dużo, że samoczynnie zwymiotowałam. Potem jeszcze odruchowo połknęłam tabletki przeczyszczające".

W wychodzeniu z bulimii Sylwii pomaga jej chłopak, Marek. Stara się przełamywać jej lęki, wspierać. Choć przyznaje, że bywa trudno. - Dziewczyna jest jak szkielet. Sama skóra i kości, a mówi mi, że czuje, jak ocieka tłuszczem - wyjaśnia.

Wspiera inne bulimiczki

Na jednym z nagrań, Sylwia płacze: - Chciałabym wiedzieć, co to znaczy po prostu zjeść wtedy, kiedy organizm tego potrzebuje. Bo ja nie wiem, co to znaczy. Ja albo nie jem nic, albo prawie nic, albo bardzo dużo. To jest taki wstyd…

W rozmowie z reporterką UWAGI! wylicza: - Mam zepsute jelita, skórkę, paznokcie, zęby… Do tego straszne zaniki pamięci.

Mama nie rozmawia z nią o tym, co było. - Nie mam w zwyczaju czegoś ciągnąć na siłę - ucina.

Sylwia jest na takim etapie leczenia, w którym otwarcie mówi o swojej chorobie. Na portalu społecznościowym założyła stronę "Zaburzenia odżywiania - walka". Kiedy sama zaczęła leczenie znajdowała w Internecie jedynie porady, jak dalej się odchudzać. To, dlatego postanowiła stworzyć miejsce, w którym wpiera inne bulimiczki szukające pomocy.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod kątem Waszych alertów.

podziel się:

Pozostałe wiadomości