To składowisko, a nie przydomowy ogródek!

TVN UWAGA! 168251
- Te śmieci zostały przywiezione zgodnie z prawem i nikt ich stamtąd nie będzie wywoził! – mówią twardo właściciele gminnego składowiska śmieci w Kotuniu. Wysypisko miało zostać zamknięte pod koniec ubiegłego roku. Tak się jednak nie stało. Ponieważ wciąż dowożono śmieci, zdesperowani mieszkańcy zablokowali wjazd tirów z odpadami.

Emocje sięgają zenitu. – To jest dramat, smród nie do opisania! – mówi mieszkanka Kotunia, Agnieszka Zawadzka. Inni wypowiadają się w identycznym tonie. - U nas jest kilkanaście dużych studni! One zostaną zniszczone! – podkreśla Mieczysław Przybyłek. A Barbara Kwiejda mówi krótko: - Po prostu nas wszystkich potrują!

Prywatna firma MPK z Ostrołęki kupiła gminne składowisko śmieci w Kotuniu, zapewniając, że będzie to tylko miejsce przeładunkowe odpadów z okolicznych gmin do czasu zaplanowanego na koniec zeszłego roku zamknięcia wysypiska. To dlatego mieszkańcy przerazili się, kiedy – już w tym roku – obserwowali przyjeżdżające tutaj tiry. Nawet kilkadziesiąt wozów dziennie przywoziło odpady niewiadomego pochodzenia. Zdesperowani mieszkańcy w końcu wyszli na ulicę, zablokowali wjazd ciężarówek i zażądali zamknięcia składowiska. - Tu wjeżdżały sznury tirów, na różnych „blachach”, nawet niemieckich. Wjeżdżali i wywalali dosłownie wszystko. Tu jest „szwedzki stół dla śmieci” – mówi obrazowo mieszkaniec Kotunia, Tadeusz Gaciong. A Agnieszka Zawadzka podkreśla, że składowisko śmieci istniało w Kotuniu od ponad 20 lat. Mieszkańcy byli do tego przyzwyczajeni. Nigdy nie było żadnych protestów. Śmieci nigdy nie przekraczały jednak nawet metra nad ziemią. Po sprzedaży w ciągu zaledwie dwóch miesięcy nawieziono tutaj tyle śmieci, że składowisko przekroczyło ponad 7 metrów wysokości. – Do tego ten koszmarny smród! W domu nie można było otworzyć okna. Drętwiały usta, drętwiał język. I to nie jest przenośnia! – nie kryje zdenerwowania Zawadzka.

Rada gminy Kotuń sprzedała działkę ze składowiskiem za 1,2 mln zł. Były wójt gminy Sławomir Adamiak nie zgodził się na rozmowę przed kamerą. Zapewniał nas jednak, że był bardzo zadowolony z transakcji. Twierdził, że gratulowali mu jej inni wójtowie. - Myślę, że sprzedali to w dobrej wierze. Myśleli, że MPK Ostrołęka dowiezie trochę śmieci i zrekultywuje to wysypisko. Stało się zupełnie inaczej – komentuje mieszkaniec Kotunia, Wiesław Jastrzębski.

Firma MPK z Ostrołęki zajmuje się przetwarzaniem odpadów od ponad 10 lat. Jest jedną z największych firm tego typu w północnej Polsce. Wykorzystuje stare składowiska do natychmiastowego zapełnienia i zwolnienia miejsca w innych swoich lokalizacjach. W przypadku Kotunia posługuje się dwoma sprzecznymi ze sobą dokumentami: instrukcją z Urzędu Marszałkowskiego zakładającą zamknięcie składowiska do grudnia 2014 oraz decyzją ze starostwa przedłużającą składowanie do roku 2016.

- Przekraczacie prawo. To, co robicie jest niezgodne z instrukcją wojewódzkiego planu gospodarki odpadami – mówi reporterka UWAGI!

- Gdyby starosta nie wydał decyzji o możliwości deponowania odpadów do 2016 roku prawdopodobnie byśmy w ogóle nie przystąpili do tego przetargu – mówi wprost dyrektor ds. Strategii Rozwoju MPK Sp. z o.o., Marcin Brunon Sroczyński.

W rozmowie z nami były wójt zapewniał stanowczo, że nic nie wiedział o decyzji starosty. O to, dlaczego wydano decyzję przedłużającą składowanie odpadów do 2016 roku, zapytaliśmy obecnego starostę. - Przypuszczam, że przez zaniedbanie pracownika, który tę decyzję przygotowywał – odpowiada starosta powiatu siedleckiego, Dariusz Stopa.

Urzędniczka, która przyjmowała wniosek firmy MPK przez wiele lat współpracowała z tą firmą. Była rzetelną i doświadczoną pracownicą starostwa. Kiedy usiłowaliśmy zapytać ją o tę sprawę telefonicznie, od razu rozłączyła się. Chwilę po wydaniu decyzji dla MPK, odeszła na emeryturę. Decyzję podpisał kierownik departamentu środowiska starostwa w Siedlcach, który pracuje tam nadal. Dlaczego? – Jestem tutaj najmniej winny. Podpisałem dokument, bo chciałem żeby robota z urzędu szybko szła. Żeby nie leżały papiery – mówi krótko. Dlaczego nie zauważył różnic w datach? – Ten kraj by stanął, gdyby każdy urzędnik tak skrupulatnie na to patrzył. Takie są niestety realia w urzędzie – mówi bez ogródek.

Dzięki uzyskanej decyzji starostwa na składowisko w Kotuniu miało trafiać do 10 ton odpadów dziennie do 2016 roku. Przykładowy koszt przyjęcia tony odpadów na składowisku to ok. 280 zł za tonę, czyli 84 000zł miesięcznie. W styczniu 2015 roku firma MPK rozpoczęła dopełnianie składowiska do docelowej pojemności 22 tys. ton. W ciągu doby wjeżdżało ponad 50 tirów z odpadami. Oznacza to zysk dla firmy ponad 6 mln zł, które firma prawdopodobnie już zarobiła inwestując tylko milion zł w zakup składowiska.

Dyrektor Sroczyński przekonuje nas, że w Kotuniu nic złego się nie dzieje. – Składowisko jest przewidziane na 22 tys. ton do zdeponowania. W tej chwili ta ilość nie jest przekroczona! – zapewnia.

- Mieszkańcy chcą, żebyście zabrali te śmieci – zauważa reporterka UWAGI!

- One zostały przywiezione zgodnie z decyzjami i nikt ich stamtąd nie będzie wywoził. To nie jest przydomowy ogródek, tylko składowisko! – ucina dyrektor.

Jak ustaliła reporterka UWAGI, od sprzedaży składowiska w czerwcu 2014 roku, nie było ono kontrolowane przez środowiskowych inspektorów. - Przyjęliśmy zasadę, że kontrolujemy 10 proc. składowisk odpadów gminnych w roku – tłumaczy kierowniczka Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, delegatury w Mińsku Mazowieckim, Aleksandra Dziewulska. - O tym, że nastąpiła sprzedaż dowiedzieliśmy się z pisma wójta, jakie do nas zostało przesłane w styczniu tego roku – przyznaje.

Mieszkańcy Kotunia od stycznia sami dokumentowali odpady, które wjeżdżały na składowisko. Były to nie tylko odpady komunalne, ale nawet medyczne! Blokada wjazdu na składowisko rozpoczęła się na początku marca. Sytuacja stała się tak konfliktowa, że starosta zwołał spotkanie, na którym podjęto negocjacje z firmą MPK o użytkowaniu składowiska. - Wszystko, co się zdarzyło od 1 stycznia jest bezprawne! – oceniał na gorąco przewodniczący komitetu mieszkańców Kotuniu, Waldemar Gruszka.

Działania mieszkańców, obecnych urzędników, a w końcu nasza interwencja doprowadziły do rozpoczęcia szczegółowej kontroli składowiska przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska z Warszawy. W jej efekcie została wydana decyzja o wstrzymaniu użytkowania składowiska. Firma zapłaci grzywnę za przekroczenie dziennych limitów przywożonych odpadów. Będzie też musiała zrekultywować teren, na którym znajdują się śmieci.

podziel się:

Pozostałe wiadomości