Straciła przybraną matkę

TVN UWAGA! 222483
Z dnia na dzień straciła osobę, która była dla niej wszystkim – opiekunką, przyjaciółką a przede wszystkim matką. – Po tylu latach spędzony razem, ktoś mi ją odbiera – płacze pani Katarzyna, wychowanka domu dziecka.

- Ciężko jest mi o tym mówić. Pochodzę z rodziny alkoholików. Miałam 12 lat, kiedy trafiłam do domu dziecka w Rypinie - wspomina Katarzyna Sławińska.

Dom dziecka lepszym domem

Pani Katarzyna trafiła do domu dziecka jako jedno z piątki rodzeństwa. Wkrótce zmarła ich mama.

- Kasia była dziewczynką, która bardzo szukała kogoś bliskiego. Kiedy trafiła do szkoły zawodowej, pozwolono jej pomagać w kuchni. Tam spotkała panią Hanię - opowiada Danuta Marynowska, była dyrektorka Domu Dziecka w Rypinie.

Pani Hanna pracowała w domu dziecka jako kucharka. Niezamężna i bezdzietna kobieta szybko zdobyła sympatię wychowanków placówki, jednak jej uwagę zaczęła przykuwać kilkunastoletnia wówczas Kasia, która co raz chętniej opowiadała kucharce o swoich sprawach.

- Pamiętam jak spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Do dziś pamiętam ten uśmiech. Coś jakby zaiskrzyło między nami. Ja też się uśmiechnęłam - wspomina Katarzyna Sławińska.

"Mówiłam na nią mamusia"

Między panią Hanią a dziewczynką nawiązała się silna więź. Wkrótce dziecko zaczęło mówić do niej "mamo".

- Poświęciła mi bardzo dużo czasu. Pomogła mi w życiu, kiedy byłam w rozsypce emocjonalnej. To była taka moja mamusia. Nie wiem, kiedy zaczęłam tak do niej mówić. Tak wyszło. Ona też przedstawiała mnie wszystkim jako córkę - opowiada Katarzyna Sławińska.

- Rozmawiałyśmy o adopcji, ale pani Hania powiedziała, że nie chce, by ktoś pomyślał, że chodzi jej o pieniądze. Uznała, że da Kasi wolność wyboru. Jeśli będzie chciała spędzać z nią czas, to sama o tym zdecyduje - mówi była dyrektorka placów.

Po wyjściu z domu dziecka dziewczyna zamieszkała u pani Hanny i pomagała jej opiekować się chorą matką. W tym czasie skończyła studia, wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci, które pani Hanna traktowała jak swoje wnuki.

- Ciągle o tych dzieciach mówiła. Kochała je, to były jej wnuki - mówi Ewa Wiśniewska, znajoma pani Hanny

Udar zmienił wszystko

Dotychczasowe życie pani Kasi runęło w gruzach, gdy pani Hanna trafiła do szpitala z powodu udaru. Wówczas okazało się, że kilka lat temu kobieta udzieliła pani Kasi pełnomocnictwa do swojego konta. Podczas pobytu w szpitalu z jej rachunku zaczęły znikać pieniądze. Nie wiedząc, co się dzieje, Kasia uznała, że musi zabezpieczyć środki i przelała je na swój rachunek.

- Dziewiątego października miałam pierwszy raz jechać odwiedzić mamę po wyjściu ze szpitala. Dwa dni wcześniej napisali mi, że wiedzą, że mam oszczędności mamy i że jeżeli do poniedziałku ich nie zwrócę, to zgłoszą sprawę do prokuratury - opowiada Katarzyna Sławińska. - Odpisałam, że to nie są ani ich ani moje pieniądze, tylko mamy i że jestem pełnomocnikiem konta i jeśli będzie potrzeba to je zwrócę. Nie rozmawiają ze mną. Jak raz odebrali telefon, to powiedzieli, że mam rozmawiać z ich adwokatem - mówi.

Odcięta od rodziny

Pani Hanna została zabrana ze szpitala przez swoją siostrę Danutę i przebywa teraz w Rumii. Panią Katarzynę odcięto od wszystkiego, czym żyła przez ostatnie 20 lat.

- Nie dostaniemy się do mojego rodzinnego domu. Jest założony łańcuch i kłódka na bramie. Mam klucz, ale ostatnim razem jak tu byłam okazało się, że został zmieniony zamek i już do mojego rodzinnego domu wejść nie mogłam. Tam są zabawki moich dzieci, moje zdjęcia. Jak tak można zamknąć dom jak przed intruzem - dziwi się pani Katarzyna.

Pani Katarzyna podjęła kolejną próbę spotkania się z przybraną mamą. Razem z nami pojechała do Rumii, do siostry pani Hanny, Danuty. Niestety, kobieta nie została wpuszczona do domu.

- To, co Kasia przeżywa to jest koszmar. Dzieci pytają o babcię. To są ludzie bez sumienie - uważa Ewa Wiśniewska, znajoma pani Hanny.

- Po 20 latach spędzonych razem, gdzie łączyła nas taka więź, ktoś mi ja odbiera. Cały czas jest słowo "pieniądze". A gdzie są nasze uczucia? Ja nie idę do sądu i nie walczę o te pieniądze, tylko ja chce widzieć mamę - zapewnia pani Katarzyna.

Podczas realizacji reportażu kilkukrotnie staraliśmy się przekonać do rozmowy rodzinę pani Hanny. Bezskutecznie. Pani Katarzyna zdecydowała się przekazać rodzinie wszystkie pieniądze pani Hanny. Liczy na to, że dzięki temu będzie mogła w końcu się z nią zobaczyć.

podziel się:

Pozostałe wiadomości