Dramat zwierząt w Radysach. "Stąd wywożone były tony psich zwłok"

TVN UWAGA! 323360
To była jedna z największych interwencji organizacji prozwierzecych. Na teren schroniska w Radysach, które w tym roku oddało do utylizacji cztery tony martwych zwierząt, weszła prokuratura i policja. - Takich schronisk jak Radysy jest kilka. W Polsce robi się biznes na bezdomnych zwierzętach – alarmują wolontariusze.

W położonych na Mazurach Radysach działa jedno z największych schronisk dla zwierząt w Polsce. Za pośrednictwem hashtaga #tematdlauwagi wielokrotnie informowaliście o nieprawidłowościach, do których miało dochodzić w tym miejscu.

Kontrola w Radysach

W połowie czerwca na teren schroniska weszli prokuratorzy i policjanci. Służbom towarzyszyło kilkudziesięciu wolontariuszy z organizacji działających na rzecz zwierząt. Wśród nich lekarze weterynarii i zoopsycholodzy.

- To schronisko ma najgorszą w Polsce sławę. Dotychczas nikomu nigdy nie udało się zrobić tutaj nic. Dzięki prokuraturze w Olsztynie, która postanowiła, że jednak się da, jesteśmy wszyscy tutaj – mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz z Fundacji Mondo Cane.

- Przyjechaliśmy skończyć dramat w Radysach. Śmierć w tym miejscu musi się skończyć. Stąd wywożone są tony psich zwłok. Chcemy uratować jak najwięcej zwierząt, mamy miejsce na 200-300 psów – dodaje Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt.

Służby i wolontariusze rozpoczęli ciężką, wielogodzinną pracę.

- Boksy dla psów są częściowo zadaszone, natomiast jest to zrobione z blachy i temperatura w nich przekracza 40 stopni. Żaden z kojców, w którym byłam, nie miał wody. Życie tych psów to gehenna – nie ma wątpliwości Śliwa-Łobacz.

Znając sposób traktowania zwierząt w schronisku w Radysach, społeczniczka Marta Chmielewska sama brała pod opiekę bezdomne psy, by nie trafiały do tego miejsca. Kobieta pod Augustowem założyła azyl Sonieczkowo.

- W pierwszym roku działalności, jak się na mnie uwzięły Radysy, miałam 17 kontroli weterynaryjnych, kiedy w ciągu roku powinnam mieć maksymalnie dwie, trzy – przywołuje Chmielewska.

- Każdy wyjazd po psy odbierane z Radys kończył się tym, że dwa tygodnie dochodziliśmy do siebie psychicznie. Byliśmy zastraszani, łącznie z możliwością przestrzelenia kolan – dodaje społeczniczka.

„Biznes na bezdomnych zwierzętach”

Gminy, żeby podpisać umowę ze schroniskiem dla zwierząt, muszą ogłosić przetarg. Warunkiem wygrania go jest m.in. wybranie najtańszego oferenta.

- Niestety ten pan daje najniższe stawki i wygrywa – słyszymy od wolontariuszy.

- Takich schronisk jak Radysy jest kilka. W Polsce robi się biznes na bezdomnych zwierzętach. I w takich miejscach, za komercyjne stawki, odławia się błąkające się zwierzęta. Schronisko komercyjne to takie, które jest przedsiębiorstwem. Z założenia jest jednostką nastawioną na generowanie zysku. To zupełnie wyklucza jakąkolwiek opiekę nad zwierzętami – podkreśla Śliwa-Łobacz.

Zdaniem wolontariuszy psy w Radysach były niewłaściwie odżywiane.

- Psy karmione są obrzydliwymi, śmierdzącymi odpadami z rzeźni. Wnętrzności rzucane są w tym upale na beton – mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz.

Poważne wątpliwości, co do jakości opieki nad zwierzętami budzi również fakt, że tylko przez kilka pierwszych miesięcy tego roku, jego właściciele oddali do utylizacji prawie cztery tony martwych zwierząt.

W trakcie trwającej do późnych godzin nocnych kontroli na terenie schroniska znaleziono w boksach 10 martwych psów.

„Nie mam sobie nic do zarzucenia”

Schronisko zatrudniało lekarza weterynarii, na co dzień praktykującego jednak na niemal drugim końcu Polski. Mężczyzna nie chciał rozmawiać z reporterem.

Jak dotychczasowy nadzór nad schroniskiem ocenia Jerzy Koronowski, warmińsko-mazurski wojewódzki lekarz weterynarii?

- Kontrole oceniam dobrze. Były przeprowadzane należycie – twierdzi.

Z kolei Koronowski ma zastrzeżenia do działań wolontariuszy.

- Wejście takiej ilości wolontariuszy do schroniska, gdzie przebywa tyle psów, w moim przekonaniu było niewłaściwe – mówi.

- Sprawdzaliśmy śmiertelność zwierząt. To schronisko niczym się nie wyróżnia od pozostałych schronisk w naszym województwie – dodaje Koronowski.

Gmina Jasieniec odebrała psy

W ubiegłym roku wójt gminy Jasieniec na Mazowszu, zadecydowała o zabraniu czworonogów i rozwiązaniu umowy ze schroniskiem.

- Pojechaliśmy odebrać psy, właściciel był wręcz oburzony. Nie chciał nas wpuścić na teren posesji. Stąd pojawił się pomysł, żeby wezwać policję i przy jej pomocy udało nam się odebrać psy. Połowa z nich nie była kastrowana i sterylizowana. Odebraliśmy psa, który do psa był niepodobny. To była straszna sytuacja – wspomina Marta Cytryńska, wójt gminy Jasieniec.

- Część psów miała chipy. Okazało się, że były to psy z dalekich zakątków Polski. Często szukane przez właścicieli. Do dzisiaj, a minął już rok, nie otrzymaliśmy żadnej dokumentacji medycznej z Radys – dodaje Cytryńska.

Zaginiony pies

Kilka tygodni temu Ilonie Sawickiej w czasie spaceru uciekł jej pies Karmel. Jak się okazało, zwierzę trafiło właśnie do schroniska w Radysach.

- Udało mi się już w pierwszym rzędzie znaleźć swojego psa. Tam usłyszałam, że pies musi przejść dwutygodniową procedurę i szczepienie, żeby został wydany. Kiedy zbliżał się termin wydania psa, zadzwonił do mnie weterynarz i powiedział, że niestety Karmel zmarł. Nie dostałam żadnej dokumentacji i dowodów, że mój pies nie żyje. Wiedziałam, że coś jest nie tak, że trzeba drążyć dalej. Tydzień później zobaczyłam zdjęcie swojego psa w materiale TVN24. Okazało się, że mój pies żyje. To są ludzie bez serca i sumienia – uważa Sawicka.

Jak się okazało, duża część zwierząt przebywających w schronisku nie była zachipowana, co znacznie utrudnia ich identyfikację.

- Chipowanie jest kagańcem dla hycla. Powoduje, że jest możliwość kontroli. Bez chipa kontroli nie ma – wskazuje Katarzyna Śliwa-Łobacz.

- Mam wrażenie, że dopóki mieliśmy podpisaną umowę z Radysami, odłowionych zwierząt było więcej. Trafiały do Radys z różnych zakątków Polski, a były przypisane do naszej gminy. Nie wiem, jak to możliwe. Dziś nie ma takich sytuacji. W zasadzie odławianych jest 30 proc. mniej zwierząt niż do tej pory. Mamy ponad 50 proc. zaoszczędzonych pieniędzy na tym, że zmieniliśmy schronisko. I mamy święty spokój, bo są w miejscu, gdzie są zadbane i momentalnie trafiają do adopcji – mówi Cytryńska.

- Nikt normalny nie trzyma na swojej posesji trzech tysięcy zwierząt. Oni je trzymają, bo jest to dla nich pieniądz i mają to gdzieś. Porzucili te psy w boksach i skazują na zagryzienie – uważa Grzegorz Bielawski.

Areszt dla właściciela schroniska w Radysach

Po kontroli schroniska sąd zastosował wobec Zygmunta D. tymczasowy areszt na trzy miesiące. Do aresztu trafił również jego syn Daniel.

- W wyniku przeszukania pomieszczeń zajmowanych przez Zygmunta D. znaleziono ponad 200 sztuk amunicji. Prokurator przedstawił Zygmuntowi D. dwa zarzuty – znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem i nielegalnego posiadania amunicji – mówi Krzysztof Stodolny, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości

Zamówili meble i zaczęły się problemy. „Pani A. zapłaci, żeby ten program nie był emitowany”

Zamówili meble i zaczęły się problemy. „Pani A. zapłaci, żeby ten program nie był emitowany”

Czy panią Martę można było uratować? „Nawet nie włączyli sygnałów w karetce”

Czy panią Martę można było uratować? „Nawet nie włączyli sygnałów w karetce”

Miał ponad 3 promile alkoholu i kierował autem. Świadkowie zatrzymali nietrzeźwego kierowcę

Miał ponad 3 promile alkoholu i kierował autem. Świadkowie zatrzymali nietrzeźwego kierowcę

Piekło 5-letniego Piotrusia. „Biła go po twarzy i szarpała”

Piekło 5-letniego Piotrusia. „Biła go po twarzy i szarpała”

Po czterech latach odzyskała córkę. „Sprawiedliwość wygrała”

Po czterech latach odzyskała córkę. „Sprawiedliwość wygrała”

Oceń stan szkolnej toalety, pobierz dokument!

Oceń stan szkolnej toalety, pobierz dokument!

Komfort czy koszmar? Jaki jest stan szkolnych toalet?

Komfort czy koszmar? Jaki jest stan szkolnych toalet?