Rozdzielone w dzieciństwie, spotkały się po latach

TVN UWAGA! 246362
Krzywdzone przez rodziców trafiły do domu dziecka. Tam spotkał je kolejny dramat - ich najmłodsza siostra została zabrana z domu i słuch o niej zaginął. Przez dwadzieścia lat rodzeństwo nie wiedziało co się z nią dzieje. Dopiero niedawno poznało prawdę.

Rodzeństwo wiele lat temu trafiło do domu dziecka. Tam spotkała dzieci kolejna tragedia – ich najmłodsza siostra została z nimi rozdzielona i słuch o niej zaginął. Przez blisko 20 lat rodzeństwo nie miało z nią kontaktu. Dopiero niedawno odkryło prawdę.

"Kontakt się urwał, nic nie wiedzieliśmy"

Pani Wiesława i jej siostra, pani Monika, pochodzą ze Słupska. Razem z dwoma braćmi i jeszcze jedną siostrą wychowywali się w domu, w którym był alkohol, dlatego większość swojego dzieciństwa spędzili w domu dziecka w Bytowie. Placówka dziś już nie istnieje, ale wspomnienia o niej budzą u sióstr pozytywne emocje.

- To było boisko, tam był dalej park. Ile meczów tu było, jak się śnieżkami tu człowiek rzucał - pokazuje pani Wiesława, która spędziła tu 5 lat. Pani Monika, która spędziła tu 13 lat, wspomina, że ich najmłodsza siostra, Roksana, umieszczona została w innym domu dziecka. - Była za malutka, trafiła tam, nie mogła z nami tu - tłumaczy. - Kontakt się urwał, nic nie wiedzieliśmy - wspomina.

- Pamiętam jak mama ją rodziła w Sławnie, ja z tatą jechałam do Sławna po Roksanę. Pamiętam ją w takim beciku - relacjonuje pani Monika. - Pamiętam ją, jak byłyśmy chrzczone razem. Miałyśmy w ten sam dzień chrzest - dodaje pani Wiesława. Dodaje, że rodzeństwo dowiedziało się później, że ich najmłodsza siostra trafiła do adopcji w Szwecji.

- Mówiono, że jak jest adoptowana do Szwecji, to ta rodzina adopcyjna za granicą, jak Roksana będzie pełnoletnia, to jej powie że była adoptowana. Czekaliśmy na ten krok, że może jak będzie pełnoletnia, to będzie chciała nas odszukać - mówi pani Monika. A pani Wiesława wspomina, jak próbowała uzyskać informacje o rodzinie w sądzie. Bezskutecznie.

Nie wiedziała o adopcji

Rozdzielona z rodzeństwem pani Roksana dziś przyznaje, że początkowo myślała, że jest biologicznym dzieckiem swoich rodziców. W wieku 15 lat znalazła jednak w dokumentach oryginalny akt urodzenia, w którym przekreślone było jej pierwsze nazwisko i zapisane nowe. - Zszokowana byłam, bardzo zszokowana - wspomina.

Podczas gdy rodzeństwo szukało najmłodszej siostry, ona przez lata mieszkała w Skierniewicach.

- Miałam piaskownicę i huśtawkę. Nie brakowało mi niczego - mówi pani Roksana. Dodaje, że rodzice adopcyjni nauczyli ją szacunku, miłości, dzielenia się z innymi. - Byłam wdzięczna im, że akurat mnie wybrali - wspomina. Jak twierdzi, nie pytała matki, kim są jej biologiczni rodzice i czy ma rodzeństwo.

Poszukiwania

Odkąd pani Wiesława i pani Monika dowiedziały się o tym, co wydarzyło się z ich siostrą, rozpoczęły poszukiwania. Pomagał w nich mąż pani Moniki. - Poznaliśmy się w domu dziecka. Od dawna, już w domu dziecka mówiła, że ma młodszą siostrę, ale nie ma z nią kontaktu - wspomina pan Arkadiusz i dodaje, że także później słyszał o zaginionej siostrze.

- Powiedziałem jej: "obiecuję, że ci ją znajdę" - opowiada pan Arkadiusz i relacjonuje, jak na jednym z profili, na którym ogłaszają się ludzie poszukujący swoich bliskich, umieścił zdjęcie małej Roksany. Po roku otrzymał wiadomość od nieznajomej kobiety. - Ona mi wysłała Roksany profil - mówi i dodaje, że wtedy wystraszył się.

Niedługo potem jednak pani Roksana otrzymała wiadomość od pana Arkadiusza. - Że jest mężem pani Moniki, że poszukują Roksany Szefer i wysłał mi zdjęcie. Ja spojrzałam na to zdjęcie i nie dowierzałam. Jak usiadłam, tak z pół godziny siedziałam. Mówię: "przecież to jestem ja" - relacjonuje kobieta.

Potem wiadomość od pani Roksany otrzymała pani Wiesława, a następnie kobiety po raz pierwszy mogły porozmawiać przez telefon. - Zadzwoniłam. Jak ją tylko usłyszałam, mówię: "jakbym słyszała siebie" - wspomina.

Spotkanie

Gdy siostry w końcu spotykają się po latach, płaczą wszystkie trzy. - Pamiętam, jak miałam cię na [rękach - red.], a teraz... - mówi pani Monika.

A pani Roksana przyznaje, że jej matka adopcyjna bała się, że córka ją zostawi. - Powiedziałam, że szanuję i kocham ją, tak jak kochałam, i nie zostawię jej - mówi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości