Porwane dziecko. "Oni mnie siłą od niego oderwali"

TVN UWAGA! 4407366
TVN UWAGA! 4407366
Thomas Karzelek od trzech lat poszukuje swojej córeczki, którą porwała matka. Ma decyzję o przyznaniu praw rodzicielskich, których matka po porwaniu została pozbawiona, a także wydany przez polski sąd nakaz przymusowego odebrania dziewczynki. I chociaż ojcu wielokrotnie udało się namierzyć, gdzie ukrywa się matka, to sądy i urzędnicy działali tak opieszale, że matka zawsze miała czas na ucieczkę.

Rodzice Lary mieszkali w Niemczech, gdzie pan Thomas miał dobrą pracę i dom. Tam urodziła się dziewczynka. Jednak w związku przestało się układać. Ostatecznie mężczyzna zgodził się, aby matka mieszkała z dzieckiem w Polsce. Chciał tylko widywać Larę i zabierać ją na wakacje. Jak twierdzi, nie zależało mu na prowadzeniu walki o dziecko.

- W takiej walce nikt nie może niczego ugrać, może jedynie zranić drugą osobę, a nie widzi, że rani podwójnie swoje dziecko - mówi pan Thomas.

Bezpodstawne zarzuty

Matka jednak postanowiła odebrać ojcu córkę. Oskarżyła mężczyznę o molestowanie półtorarocznej Lary. Potem były jeszcze oskarżenia o bicie dziecka, nadużywanie alkoholu i przemoc. Wszystkie te oskarżenia były badane przez niemieckie sądy i biegłych psychologów, ale nie znalazły nigdy potwierdzenia w rzeczywistości. Ostatecznie sąd jako miejsce pobytu dziecka wskazał dom ojca w Niemczech. Żyli spokojne przez trzy lata.

Dzień porwania dziecka pan Thomas pamięta bardzo dobrze. - Jak codziennie, przyszła Lara do nas do sypialni, obudziła mnie z uśmiechem na twarzy. Jak codziennie wstałem z nią, przygotowałem do przedszkola, uplotłem warkoczyki - wspomina mężczyzna i dodaje, że tego akurat dnia do przedszkola wyjątkowo odprowadzić Larę miała jej matka. - Parę minut później miałem ten telefon, gdzie już tylko słyszałem krzyki, płacz i te słowa, że Lara została porwana - opowiada pan Thomas.

Poszukiwania Lary trwały dwa lata. Policja odnalazła w końcu dziewczynkę w wynajętym mieszkaniu w Legnicy. Takich mieszkań już wcześniej było kilka. Dziewczynka nie chodziła do przedszkola i - choć ma już siedem lat - nie poszła też do szkoły.

"Szukała pretekstu do kontaktu"

Po tym, jak Lara odnalazła się, do akcji weszły kuratorki, które miały wykonać decyzję sądu i przekazać dziecko ojcu. Zamiast tego jednak zdecydowały się... umieścić dziewczynkę w pogotowiu opiekuńczym. Jak to możliwe? Ojciec nagrał wszystkie rozmowy z kuratorkami. Słyszymy tam, jak ich szefowa Elżbieta K., informuje ojca, że dziecko nie chce iść do niego i dlatego nie przekażą mu dziecka. Z decyzją kuratorek zgodził się sąd rodzinny.

W pogotowiu opiekuńczym dziewczynka z ojcem zobaczyli się po raz pierwszy po 2,5-rocznej przerwie. Lara początkowo była nieufna i wystraszona, jednak szybko nawiązali kontakt. Ojciec odwiedzał dziewczynkę w towarzystwie jej przyrodniego brata oraz psychologa. Jak mówi Thomas Karzelek, był u Lary sześć razy.

- Ona zachowywała się dosyć swobodnie. Była radosna, zaczepiała tatę, prowokowała go do zabaw ruchowych. Było widać, że potrzebuje kontaktu z tatą - mówi Dorota Puchalska, psycholog kliniczny, która była świadkiem spotkań. - Wymyślała takie zabawy, żeby tato ją gonił, ściskał, przytulał, żeby trochę zabawa była pretekstem do kontaktu, do bliskości - opisuje.

Bezstronne postępowanie?

Kiedy ojciec nawiązał kontakt z córką i wydawało się że ich życie wróci do normy Sąd Rodzinny w Legnicy zamiast ojcu... przekazał dziewczynkę matce, chociaż ta została już wcześniej pozbawiona praw rodzicielskich. Dopiero po skardze ojca sąd okręgowy uznał, że decyzja jest niezgodna z prawem i ją cofnął.

Natychmiast po ogłoszeniu tej decyzji matka udała się do pokoju kuratorek - tych samych, które nie oddały dziecka ojcu i umieściły Larę w pogotowiu opiekuńczym. Reporterka UWAGI! próbowała dowiedzieć się, czy to, że jedna ze stron kontaktuje się z kuratorem, nie wpływa na rzetelność i bezstronność jego postępowania, została jednak odesłana do rzecznika.

Tymczasem kierowniczka kuratorów sądowych Elżbieta K. zna Teresę P., która jest krewną matki Lary. To w mieszkaniu, w którym mieszka Teresa P., obecnie ukrywana jest dziewczynka. Teresa P. to była dyrektorka Powiatowego Urzędu Pracy i - jak ustalił pan Thomas - panie razem działają w Legnickim Towarzystwie Przyjaciół Dzieci. Kuratorka twierdzi, że nie kontaktowała się z siostrą babci Lary bezpośrednio.

Reporterka UWAGI! chciała porozmawiać z matką i zapytać, dlaczego nie walczyła o prawa opiekuńcze przed sądem niemieckim i jakie są jej zamiary. Usłyszała, że niemieckie sądy odbierają polskie dzieci i dlatego nie miała szans. Jednak jest dobrej myśli, bo w Polsce ma wsparcie m.in. Ministerstwa Sprawiedliwości i będzie dalej walczyć. Rozmowy przed kamerą matka Lary odmówiła.

Ponowna próba odebrania dziecka

UWAGA! była tymczasem świadkiem ponownej próby odebrania dziecka. - Panie wiedzą o tym, że ja jestem wyłącznym opiekunem prawnym dziecka? - upewniał się na chwilę przed wyruszeniem kuratorek na miejsce pan Thomas. Ojciec pokazał kobietom decyzję sądu okręgowego, który orzekł, że oddanie dziecka matce, która je porwała, jest zalegalizowaniem bezprawnych działań.

Larę od matki odebrać miał ten sam zespół kuratorek co wcześniej, choć tym razem nie pojechała z nimi kierowniczka Elżbieta K. By ułatwić dziecku odnalezienie się w trudnej sytuacji, ojciec poprosił o rozmowę z psychologiem. - Moją odpowiedzialnością jest udzielenie wsparcia dziecku - mówił obecny na miejscu interwencji mężczyzna.

Ojciec czuł, że córka może być źle nastawiona do niego - bardzo długo była pod wpływem matki i babci. Na spotkanie z dzieckiem zabrał więc przyrodniego brata dziewczynki, licząc na to, że Lara dobrze go wspomina. Chłopiec jednak nie został wpuszczony do swojej siostry.

W rozmowie z reporterką UWAGI! pan Thomas wspomina wcześniejsze spotkanie dzieci. - Lara po 2,5 roku zobaczyła swojego braciszka. Uścisnęła go, nie chciała go w ogóle puścić. Trzymała go i cały czas się przytulała - opowiada i dodaje: - Widziałem, ile tej tęsknoty się zebrało, ile tego czasu te dzieci też straciły.

Konfrontacja ojca z dzieckiem?

Ojciec poprosił tymczasem o przewiezienie dziewczynki do pogotowia opiekuńczego, bo to tu wcześniej udało mu się nawiązać z nią kontakt. Liczył na spokój i wsparcie psychologa, jak się jednak okazało - ani jednego, ani drugiego na miejscu nie znalazł. Do pogotowia przybyła natomiast sama kierowniczka kuratorów sądowych Elżbieta K., choć nie bierze udziału w odebraniu.

Elżbieta K. oznajmiła, że jeżeli dziecko zareaguje histerycznie na ojca, to kuratorki przerwą przekazanie i dziewczynka wróci do matki. Ojciec zupełnie nie rozumie takiego postępowania: matka jest pozbawiona praw rodzicielskich, ponieważ dwukrotnie porwała Larę, a mimo to dziecko miałoby wrócić właśnie do niej?

- [Kurator - red.] powiedziała mi, że chcą zrobić tutaj teraz taką sytuację, że ja będę siedział w pokoju sam, nie mogę wziąć Daniela [syna - red.], chcą zrobić konfrontację dziecka ze mną. Żeby zobaczyć, jak reaguje dziecko na mnie - mówił Thomas Karzelek przez telefon do swojej pełnomocniczki Joanny Arendt.

- Nie ma takiej procedury i nie wiem, skąd te panie to wzięły. Taka sytuacja nie jest w ogóle przewidziana prawem. Nie ma takiej możliwości, żeby eksperymentować na dziecku - odpowiedziała prawniczka. - Dziecko powinno być w obecności psychologa panu przekazane, psycholog powinien być cały czas z dziewczynką i czuwać nad tym, żeby ona jak najmniej zareagowała na tę nową dla niej sytuację - dodała Joanna Arendt.

Ojciec wrócił do kuratorek, ale nikt nie chciał z nim rozmawiać. Padło tylko pytanie o to, czy odbiera Larę. I chociaż na miejscu nie było psychologa, kuratorki zapytały dziewczynkę, czy chce iść do taty. Dziecko stanowczo zaprzeczyło.

Tymczasem w korytarzu cały czas na rozwój sytuacji czekała matka dziewczynki. Nie chciała jednak rozmawiać z dziennikarką UWAGI!

- Proszę zejść mi z oczu - powiedziała.

Wyprowadzony siłą

W końcu popędzany przez kuratorki mężczyzna zmuszony został do wejścia do pokoju bez psychologa i brata dziewczynki. Początkowo rozmowa z dzieckiem przebiegała pogodnie i bez zakłóceń.

Dalej na nagraniu wykonanym przez ojca słyszymy jak nagle zabawa została przerwana i kuratorka stanowczym głosem pyta, czy dziewczynka pójdzie do taty. Lara odpowiedziała, że nie. Pomimo tego kuratorka stwierdziła, że Lara ma teraz iść z ojcem. - Nie! Idź precz! - dziecko zaniosło się krzykiem. Zaraz potem kuratorka wyprosiła mężczyznę z pokoju.

- Oni mnie siłą oderwali od dziecka. Teraz mnie siłą wyprowadzili z pogotowia. Drugim wyjściem wyjdą... - relacjonował zaraz potem mężczyzna w rozmowie z prawniczką. - Już nie mam siły... - dodał.

Lara została ponownie zawieziona do matki. Trzy dni później po wielu interwencjach do mieszkania na ponowne odebranie udały się inne kuratorki i psycholog wskazana już przez ojca. - Niestety, nie ma pani S. razem z Larą. Dostałyśmy informację, że wyjechała na kilka dni do Szczecina - mówiła jedna z obecnych na miejscu kobiet.

- Czuję się oszukany. Przez policję, przez wszystkie te instytucje, które powinny pilnować tego, żeby było tak jak prawo mówi - stwierdził pan Thomas i zwrócił uwagę na to, że jego dziecko wciąż przeżywa gehennę i nie może normalnie, spokojnie żyć.

Gdzie teraz przebywa dziewczynka? Czy ojcu uda się odzyskać dziecko? O tym w programie na żywo we wtorek.

podziel się:

Pozostałe wiadomości