Pani prokurator, stringi i biustonosz

Szefową Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie skusiła bielizna w hipermarkecie. Próba kradzieży stringów i biustonosza się nie powiodła. Policjanci wezwani na miejsce nie nadali biegu sprawie. Anna P., choć nie kieruje już Prokuraturą Apelacyjną, może wrócić do pracy jako szeregowy prokurator.

Anna P. była młodą, świetnie zapowiadająca się prokurator. Prowadziła między innymi śledztwo w sprawie afery paliwowej. W wieku zaledwie 40 lat została nominowana przez Prokuratora Generalnego na szefa Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. W zeszłym tygodniu Anna P. zrezygnowała z zajmowanego stanowiska. Ma to związek z kradzieżą, jakiej dopuściła się rok temu w jednym z miejscowych supermarketów. We wrześniu ubiegłego roku Anna P. próbowała wynieść ze sklepu dwie pary stringów, biustonosz oraz żel. Wtedy pani prokurator pracowała jeszcze w podkarpackiej prokuraturze okręgowej. Na nagraniu z kamer przemysłowych supermarketu wyraźnie widać, że zachowanie pani prokurator jest przemyślane. Według naszego informatora, świadka zdarzenia, kobieta zachowuje się jak zawodowiec. - Chodząc po dziale, gdzie są biustonosze, wzięła niebieską kurteczkę i przerzuciła przez koszyk, żeby nie zwrócić uwagi na to, co jest w środku - mówi informator. - W dziale z przyrządami do majsterkowania wzięła ”obcinaczki” i obcięła zabezpieczenia. Poszła do przymierzalni, gdzie są bramki - jeśli na towarze są zabezpieczenia magnetyczne, to bramka reaguje. Ale nie zareagowała. W przymierzalni pani prokurator założyła na siebie skradziony towar. Wychodząc ze sklepu została zatrzymana przez ochronę. Okazało się, że miała przy sobie skradziony towar. Po przeszukaniu w specjalnym pomieszczeniu, ochrona sporządziła protokół i wezwała policję. Przyjechało dwóch funkcjonariuszy z Komendy Miejskiej. Po przekazaniu przez ochronę złodziejki w ręce policji, sierżanci nie nadali biegu sprawie, a w służbowych notesach napisali, że ich wezwanie było zbędne, bo strony doszły do porozumienia. - Policjanci powiedzieli - ”Lepiej, żeby ona za to zapłaciła, bo nie wiecie, kto to jest” - mówi informator. Kobieta zapłaciła 80 złotych i poszła do domu, w aktach ochrony został jednak protokół z tego zdarzenia. Ponieważ Annę P. chroni immunitet, nie odpowiadałaby ona przed sądem grodzkim za kradzież. W tej sytuacji policjanci powinni zawiadomić przełożonych pani prokurator. Wówczas kobieta odpowiadałaby przed sądem dyscyplinarnym. Po nagłośnieniu sprawy przez regionalny dziennik, przeciwko policjantom wszczęto postępowanie wyjaśniające. Sprawę zachowania policjantów bada Prokuratura Okręgowa w Łodzi. - Niedopełnienie obowiązków polegało na niepodjęciu przepisanych prawem działań w związku z informacją o wykroczeniu popełnionym na terenie hipermarketu - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Także Komenda Wojewódzka Policji w Rzeszowie prowadzi postępowanie dyscyplinarne przeciwko funkcjonariuszom interweniującym w sklepie. Poinformowaliśmy podkarpacką policję o nowych faktach, które uzyskaliśmy od świadka zdarzenia. Pokazaliśmy film z monitoringu w rzeszowskiej Prokuraturze Apelacyjnej. Jej rzecznik prasowy oglądał materiał z niedowierzaniem. - W obliczu takich ustaleń, zachowanie funkcjonariuszy policji stawia ich w bardzo złym świetle - powiedział mł. insp. Wiesław Dybaś, naczelnik Wydziału Komunikacji Społecznej Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. - Zaniedbali swoje obowiązki, doprowadzając do tego, że sami stali się przestępcami. Hipermarketowa bielizna jest bardzo tania. Można ją kupić już od 2 złotych. Czym kierowała się Anna P. kradnąc stanik i majtki za kilkadziesiąt złotych – nie wiadomo. Rok temu, kiedy dopuściła się kradzieży, pracowała w prokuratorze okręgowej. Zarabiała netto sześć tysięcy złotych. - To głupota - mówi Jan Łyszczek, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. - Nie wyobrażam sobie, żeby zrobiła to z rozmysłem. Pani prokurator od kilku dni nie wychodzi z domu. Nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Oficjalnie jest na urlopie. Na krótki wywiad z nami zgodził się mąż Anny P. Na początku rozmowy twierdził, że ufa swojej żonie, a cała afera jest ukartowana. Kiedy jednak opowiedzieliśmy mężowi Anny P., co widać na filmie, wyraźnie go to zszokowało. - Znam żonę od kilkudziesięciu lat - mówi mąż Anny P. - W różnych sytuacjach byliśmy, ale żeby posunęła się do takich rzeczy... To mi się nie mieści w głowie. Anna P. 15 września została odwołana z funkcji szefa Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. Jeśli nie zostanie ukarana, może wrócić do pracy jako szeregowy prokurator.

podziel się:

Pozostałe wiadomości