Ofiara gwałtu: wmawiano mi, że to moja wina

TVN UWAGA! 139164
Ofiary gwałtu znajdują się w szczególnie trudnej sytuacji: jeśli chcą, by sprawca przestępstwa poniósł karę, muszą wiele razy ze szczegółami opowiadać policjantom, prokuratorom i sędziom o tym, o czym chciałyby jak najszybciej zapomnieć. Pewnie z tego powodu, według badań, ponad połowa zgwałceń nie jest nigdy zgłaszana organom ścigania. Wydawałoby się, że służby państwa powinny w tej sytuacji robić wszystko, by ofiary, które zdecydują się opowiedzieć o swoich przeżyciach, nie żałowały swojej decyzji.

Żona pana Michała jest tłumaczką. We wrześniu ubiegłego roku pojechała do pracy na zorganizowane przez elbląski szpital w rosyjskim Kaliningradzie szkolenie dla ratowników medycznych, którzy mieli wymieniać doświadczenia z rosyjskimi kolegami. Wieczorem, na zakrapianej kolacji, pani Aleksandra tłumaczyła rozmowy, ale część polskich sanitariuszy dawno przestała myśleć o pracy. - Jeden z ratowników zaciągnął mnie na balkon, gdzie próbował obmacywać, dotykać, całować mnie. Na szczęście w pewnym momencie wszedł na balkon ktoś inny, a ja się wyrwałam. Wyszłam i za mną poszedł jeden z ratowników. Pytał czy ze mną wszystko w porządku, czy dobrze się czuję. Wszedł ze mną do pokoju, ale wtedy jeszcze nie czułam strachu. W pewnym momencie zamknął drzwi od pokoju i stało się to, co się stało. Rzucił mnie na ziemię. Ja cały czas płakałam i prosiłam, by przestał, ale on nadal mnie rozbierał. Ja leżałam na ziemi, a on mnie przygniatał. Zachowywał się tak, jakby każde moje „nie” podniecało go jeszcze bardziej. W pewnym momencie zaczęłam się bać, że on mnie tam zabije, jeśli ja się mu nie poddam. W tym momencie dostałam krótkiego ataku padaczki. Wiedziałam mniej więcej, co się dzieje, ale nie byłam w stanie się ruszać. Pukania do drzwi były coraz głośniejsze. Nie wiem, skąd znalazłam w sobie tyle siły, ale w pewnym momencie udało mi się mu wyrwać i do tych drzwi dobiec. Otworzyłam je i wybiegłam, a on w tym czasie uciekł. Ja wtuliłam się w ramiona pani Danuty S. i głośno powiedziałam, że ten mężczyzna mnie zgwałcił. Ona z tym nic nie zrobiła, chciała mnie tylko uspokoić. Gdy wróciłam do pokoju, ten sam mężczyzna czekał tam znowu i znów próbował robić to samo. Ja jednak straciłam przytomność i nic nie pamiętam. Następnego dnia po prostu obudziłam się w soim łóżku, przeprana w koszulę nocną – opowiada pani Aleksandra. Kobieta, u której pomocy bezskutecznie szukała pani Aleksandra, nie była osobą przypadkową. Pani Danuta - pracownica elbląskiego szpitala - jest koordynatorką unijnego projektu i to ona zatrudniała tłumaczkę na kaliningradzkie szkolenie. - Na drugi dzień próbowała namówić mnie, żebym o tej sprawie nikomu nie mówiła. Przede wszystkim zapadło mi w pamięć, jak powiedziała mi, że takie rzeczy się przecież zdarzają – kontynuuje pani Aleksandra. - Ja na ten temat nie chcę się wypowiadać. Ja z panią Aleksandrą rozmawiałam, więc uważam, że tyle, co miałyśmy sobie do powiedzenia, to porozmawiałyśmy – mówi Danuta S., koordynatorka szkolenia ratowników. Nazajutrz - cała elbląska delegacja - jak gdyby nic się nie stało - wróciła autokarem do Polski i rozeszła się do domów. Pani Aleksandra za namową męża natychmiast złożyła na policji doniesienie o zgwałceniu. - Przesłuchanie było koszmarem. Wmawiano mi, że to moja wina i pewnie po prostu miałam z nim romans – mówi pani Aleksandra. Elbląska policja i prokuratura umorzyły postępowanie uzasadniając to „brakiem dowodów".Pani Aleksandra nie ustąpiła i zwróciła się o pomoc do adwokata. Po jego interwencji śledztwo wznowiono, a dowody się znalazły. Prokurator po kilku miesiącach poinformowała pana Michała i jego żonę, że przed sądem stanie dwóch ratowników: Mariusz C. za zgwałcenie, a Jarosław G. za dokonanie innej czynności seksualnej. - Moja klientka została potraktowana całkowicie przedmiotowo. Prokurator uzgodnił ze sprawcami treść wyroku skazującego, nie informując o tym ani mojej klientki, ani mnie. Wniosek jaki został uzgodniony odpowiada wyrokom, jakie są wydawane w sprawach np. nietrzeźwych rowerzystów. Po raz pierwszy w ciągu 30 lat praktyki, skierowałem skargę na prokuratora. To chyba o czymś świadczy – mówi Krzysztof Kanty, adwokat. Skarga nic nie dała - adwokat otrzymał odpowiedź, że - zdaniem zwierzchników prowadzącej postępowanie prokurator - śledztwo prowadzono prawidłowo. - Zdaniem prokuratura proponowana kara jest adekwatna do zawinienia. Wszystko odbyło się w trakcie zabawy, a nie dotyczyło zachowań nieadekwatnych do sytuacji – tłumaczy Jolanta Rudzińska, z-ca Prokuratora Rejonowego w Elblągu. Organizator szkolenia - elbląski szpital - nie interesował się dalszym losem pani Aleksandry. Nie wyciągnął też żadnych konsekwencji wobec oskarżonych ratowników, którzy nadal pracują w pogotowiu. Jeśli w sądzie adwokat pani Aleksandry sprzeciwi się ukaraniu sprawców według propozycji prokuratury, wniosek upadnie i dojdzie do procesu. Z akt sprawy wynika, że oskarżenie nie jest oparte wyłącznie na zeznaniach ofiary - jednym z ważnych dowodów jest obdukcja kobiety wykonana bezpośrednio po powrocie z feralnego szkolenia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości