Nieumundurowani policjanci pobili mężczyznę?

TVN UWAGA! 212762
Młody chłopak został brutalnie pobity w centrum Słupska. Jak twierdzą świadkowie, sprawcami było dwóch policjantów w cywilu, a gdy na miejsce przyjechał patrol mundurowych, agresywni mężczyźni zostali potraktowani wyjątkowo pobłażliwie. Dlaczego tak się stało i czy ktoś poniesie za to konsekwencje?

W jeden z piątkowych wieczorów na dancingu w restauracji Mikołajek bawił się Michał Polzin razem z rodziną i przyjacielem Kamilem Soroką. Pojawiła się tam też grupa policjantów w cywilnych ubraniach.

"Prowokował mnie do bójki"

- Podszedłem do baru zakupić piwo dla nas i funkcjonariusz policji w stanie nietrzeźwym chciał wepchnąć się w kolejkę - relacjonuje Michał Polzin. - On mnie prowokował do bójki - twierdzi Michał Polzin, ale zastrzega, że nie zaatakował policjanta i po prostu wyszedł.

Jak dodaje Marta Łysiak, która także była świadkiem wydarzeń, zaraz potem nieumundurowani policjanci zaczęli szukać Michała. - Wpadli policjanci i zaczęli dusić tatę Michała i [zaczęli pytać - red.] gdzie jest Michał, że mamy powiedzieć, gdzie jest Michał - opowiada. Gdy zaś ten tylko pojawił się w polu widzenia, funkcjonariusze od razu rzucili się za nim w pościg. Nie udało im się jednak dogonić ofiary.

"To wyglądało jak zwykły rabunek"

Wobec nieudolnego pościgu agresja policjantów skupić się miała więc na drugim mężczyźnie, który obecny był na miejscu - Kamilu Soroce. - Zaczęli go bić pięściami po twarzy, po ciele, kopać, jeden nawet wykręcając ręce do góry stanął i kopał po twarzy tego Kamila. Kopał po twarzy i patrzył, czy nikt nie widzi - relacjonuje Justyna Kunda, która także była świadkiem pobicia. Jak twierdzi, w chwili gdy zaczęła krzyczeć, żeby przestali bić swoją ofiarę, usłyszała, że są policjantami i przeprowadzają interwencję. - To wyglądało jak zwykły rabunek - dodaje.

- Ja to rozumiem jako zemstę. Kolegi nie mogli złapać, a że ja byłem z nim, to się na mnie wyładowali - mówi Kamil Soroka. Jak twierdzi, policjanci nie próbowali go legitymować ani nie wykonywali żadnych czynności policyjnych. - Od razu bili - mówi. Dodaje też, że on sam nie był agresywny ani nie zaczepiał funkcjonariuszy.

- Jak zobaczyłem tego człowieka, byłem przerażony. Był cały zalany krwią - wspomina Grzegorz Kunda, który przyjechał na miejsce po tym, jak zadzwoniła do niego córka. Całą zastaną na miejscu sytuację nagrał.

Bez alkomatu?

Śledztwo w sprawie pobicia Kamila Soroki toczy się prokuraturze rejonowej w Miastku. Oprócz tego swoje własne postępowanie prowadzi policja, która chce wyjaśnić, czy na pewno policjanci odpowiadają za pobicie chłopaka, oraz czy zachowanie umundurowanych policjantów, którzy przyjechali na interwencję, było właściwe.

Robert Czerwiński z Komendy Miejskiej Policji w Słupsku sprawy komentować nie chce. Czy mężczyźni byli na służbie? Czy zostali zbadani alkomatem? - To wszystko będzie ustalane w trakcie prowadzonego postępowania. Mamy już pewne informacje, jak to wyglądało - twierdzi, ale więcej nie zdradza.

TVN UWAGA! 1561038

Jak jednak twierdzi Grzegorz Kunda agresywni policjanci nie zostali przebadani alkomatem. - Myśmy o to prosili - wspomina i przywołuje sytuację z nagrania: "Słuchaj. Pisz nasze imię nazwisko jako świadków i my spadamy, dobra?" - mówił uwieczniony na filmie, nieumundurowany funkcjonariusz do policjanta, który przyjechał na miejsce oznakowanym radiowozem. - Czyli ukierunkowanie zeznania ma być na to, że oni są tylko świadkami, nie agresorami i nie są podejrzani o pobicie - oburza się Grzegorz Kunda.

Nie pierwszy raz

Adrian S., jeden z nieumundurowanych policjantów, którzy uczestniczyć mieli w bójce, pracuje w policji od 2005 roku. Od kilku lat lat w wydziale kryminalnym zajmuje się poważnymi śledztwami. Sprawa ostatniego pobicia to nie pierwszy incydent, w który ten funkcjonariusz jest zamieszany. Trzy lata temu, pijany, poszedł na imprezę do nieistniejącego już klubu Miami w Słupsku. Zachowywał się agresywnie i musiał interweniować jeden z ochroniarzy klubu - Maciej Kawczyński.

- Doszło do rękoczynów. Po chwili dobiegłem, złapałem tego pana Adriana i zacząłem go wyprowadzać. Zaczął się rzucać, to zastosowałem kilka chwytów obezwładniających i wyprowadziliśmy go do wyjścia - opowiada ochroniarz. Na tym jednak sprawa się nie zakończyła. - Zadzwonił po policję, zeznał że został pobity, że stracił przytomność, żeśmy go kopali, bili - wspomina i dodaje, że w czasie śledztwa dołączył do akt płytę z zapisem monitoringu, ale ta zginęła. Dopiero po tym, jak po raz drugi przekazał do sądu zapis, sprawa została rozstrzygnięta na jego korzyść. - Zostałem uniewinniony i za składanie fałszywych zeznań ten pan miał ponieść konsekwencje - mówi.

Sprawa fałszywego pomówienia Macieja Kawczyńskiego o pobicie została warunkowo umorzona na dwa lata próby. Szczęśliwie dla policjanta pozostał on niekarany i mógł dalej pracować w policji.

podziel się:

Pozostałe wiadomości