„Nie będę miał kogo wozić do szkoły i przedszkola"

TVN UWAGA! 172220
Dwoje małych dzieci ginie w tragicznym wypadku na przejeździe kolejowym. PKP nie postawiło na nim sygnalizacji świetlnej, pomimo że wcześniej prosili o to mieszkańcy wioski. W tym mama Zosi i Mateusza.

„Obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa ruchu drogowego i kolejowego obliguje nas do tego, by (…) w pierwszej kolejności instalować urządzenia na przejazdach kolejowych o największym zagrożeniu bezpieczeństwa tzw. o największym ruchu drogowym i kolejowym” – czytamy w odpowiedzi PKP PLK na apel mieszkańców Pniewite, gdzie doszło do tragedii.

- Czyli uznano że za mało osób przejeżdża przez ten przejazd i dlatego nie warto go zabezpieczać? – dopytuje reporterka UWAGI!

- Tak. I można ich rozjechać – mówi Filip Osuch, ojciec tragicznie zmarłych dzieci.

Pomimo tragedii PKP PLK nie ma sobie nic do zarzucenia. - Z naszych informacji wynika, że ta widoczność jest dobra. Jest to podparte naszymi analizami, a także stałą kontrolą tego miejsca – powtarza, jak mantrę, Karol Jakubowski z zespołu prasowego.

Do tragedii na przejeździe doszło tuż, przed rozpoczęciem długiego czerwcowego weekendu. Filip Osuch z żoną i dziećmi postanowili spędzić wolne dni nad morzem. – Widoczność była niedobra. Jak zawsze. Kiedy zauważyliśmy jadący na nas pociąg było zbyt późno, by jakkolwiek zareagować. Pociąg w nas uderzył. Kilka razy przekoziołkowaliśmy – wspomina mężczyzna. Samochód zatrzymał się kilkadziesiąt metrów od przejazdu. Pan Filip był przytomny. Jego żona również. Wzywała pomocy, bo zakleszczyła się w aucie. - Ja widziałem, że córka na pewno nie żyje. Leżała obok mnie... Mateusza nie widziałem. Myślałem, że może jest jeszcze szansa… Ale okazało się… My z żoną przeżyliśmy, a dzieci zginęły – mówi Filip Osuch.

Sytuacja na przejeździe, stała się szczególnie niebezpieczna rok temu, po modernizacji trakcji kolejowej. Pociągi jeżdżą od tej pory zdecydowanie szybciej, niż przedtem. – Kiedyś to było 40 km/h. Teraz 100! – mówi Wiesław Chojnicki, mieszkaniec Pniewite, który jest po amputacji nogi. – Czy gdybym akurat był na torach i wyskoczyłby pociąg z taką prędkością, zdołałbym uciec? – pyta retorycznie. Mieszkańcy podkreślają, że widoczność wokół przejazdu jest bardzo ograniczona: ze względu na ukształtowanie terenu kierowca jest w stanie zobaczyć, co się dzieje w odległości ok. 20 metrów z jednej i 80 m., z drugiej strony przejazdu.

Chwile grozy na przejeździe w Pniewite przeżyła Beata Brzozowska, pielęgniarka, która przyjeżdżała do dzieci państwa Osuchów. –Życie stanęło mi przed oczami! Ledwo uszłam z życiem - wspomina. - Pociąg wyskoczył nagle. Ja go naprawdę nie widziałam! A w stu procentach jestem pewna, że zachowałam należytą ostrożność wjeżdżając na ten przejazd – mówi nam Brzozowska.

Zanim doszło do tragedii mama Zasi i Mateusza wysłała pismo do PKP. – Podpisali się mieszkańcy i sołtys. Sugerowaliśmy chociaż postawienie tam świateł! – mówi pan Filip.

PKP odmówiło. A jego przedstawiciele nie tracą dobrego samopoczucia. - Każdy kierowca, który zastosuje się do zasad ruchu drogowego, do zasad bezpieczeństwa, jest w stanie bezpiecznie przejechać przez każdy przejazd kolejowy – mówi Jakubowski.

- Sprawdźmy! – podejmuje rękawicę Kuba Bielak, który od lat prowadzi Akademię Bezpiecznej Jazdy. – Nie widzę torów, nie widzę. O! Teraz tak. Jak jestem pół metra od torów – komentuje, przejeżdżając przez tory w Pniewite. - Pokonanie przejazdu zajmuje mi około 4 sekund. Jeśli pociąg jedzie 100/h i ktoś wtedy wjedzie mu na drogę, to nie jest w stanie się zatrzymać. To są warunki, które sprzyjają powstaniu sytuacji niebezpiecznej – twierdzi Bielak.

Z informacji PKP wynika tymczasem, że przejazd był kontrolowany na dzień przed tragedią. I nie stwierdzono żadnych uchybień. – To jest trudne do wyobrażenia – mówi rzecznik Urzędu Transportu Kolejowego, Grzegorz Mazur. Ta instytucja na co dzień kontroluje bezpieczeństwo ruchu na torach w całej Polsce. - W 2015 roku skontrolowaliśmy kilkaset przejazdów. W większości nasi inspektorzy mieli zastrzeżenia, co do stanu technicznego, czy też widoczności – przyznaje Mazur. Dopiero po wypadku została skoszona trawa przy przejeździe w Pniewite, a ruch pociągów do czasu wyjaśnienia przyczyn tragedii został ograniczony do 40 kilometrów na godzinę. Sprawę bada prokuratura.

- Nie wiem, jak będziemy dłużej żyć – płacze Filip Osuch. - Mateusz lubił wojskowe zabawki. Zosia bawiła się lalkami. Zawsze chętnie chodziła do przedszkola. A Mateusz do szkoły. Teraz nie będę miał rano kogo wozić – płacze pan Filip.

Jeżeli uważają państwo, że dany przejazd kolejowy nie jest odpowiednio zabezpieczony, Urząd Transportu Kolejowego czeka na Wasze zgłoszenia. Można je kierować na pasazer@info.pl lub bezpieczenstwo@utk.gov.pl.

podziel się:

Pozostałe wiadomości