Zabił rodziców, bo chcieli, by osiągnął w życiu sukces?

TVN UWAGA! 4463472
TVN UWAGA! 4463472
Zamknięte osiedle domków jednorodzinnych na południu Warszawy. To właśnie tu 25-letni Mateusz G. na oczach swojego młodszego rodzeństwa zamordować miał swoich rodziców. Dlaczego to zrobił?

- Bełkotał coś ten młodszy, w ogóle go nie rozumiałem. Córka była bardziej opanowana, ale powiedziała że nic nie powie. Była cała ubrudzona krwią - mówi sąsiad rodziny, Stanisław Kowalski, który był w pobliżu w chwili tragedii.

Wezwani na miejsce policjanci zatrzymali 25-letniego Mateusza G. Chłopak nie przyznał się do winy, odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.

Niespełnione oczekiwania?

Mateusz G. miał powiedzieć policjantom, że wpadł w szał, bo nie mógł wytrzymać pretensji rodziców o to, że nic w życiu nie osiągnął. Kilka lat temu przestał studiować, krótko pracował w sieci fast food. To wszystko nie podobało się jego mamie i tacie. Chcieli, aby ich syn w końcu się usamodzielnił i odniósł sukces.

Najprawdopodobniej po kolejnej kłótni z ojcem zaatakował go kuchennym nożem. Zadać miał mu kilka ciosów. Matka zginęła, gdy próbowała ratować męża. Świadkami tragedii było rodzeństwo Mateusza - 22-letnia siostra i 16-letni brat.

- Z raportu wstępnego wynika, iż obu ofiarom zadano kilka ran kłutych, które skutkowały obfitym krwawieniem, a w konsekwencji zgonem ofiar - mówi Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga-Południe.

Śledczy ustalili, że Mateusz G. w chwili zdarzenia był trzeźwy i nie ma podstaw do przyjęcia wersji, jakoby zabójstwa zostały dokonane w afekcie albo chwili zniesionej poczytalności. O motywach, jakimi mógł się kierować jednak mówić nie chcą.

"Nigdy nie mówiła o rzeczach smutnych"

Pan Stanisław wspomina, że ani on, ani sąsiadka, która akurat parkowała pod domem, w chwili tragedii nie słyszeli żadnych podejrzanych hałasów. Z chłopakiem dobrze się nie znał. - Jak przechodziłem, to ani "dzień dobry", ani nic nie mówił. Do wszystkich się tak odnosił, nie tylko do mnie. Taki był zamknięty, jakby był zły na wszystkich - mówi pan Stanisław.

Dom rodziny sąsiaduje przez płot ze szkoła podstawową. Przed laty ukończył ją Mateusz wraz ze swym młodszym rodzeństwem. Także tam jako pedagog szkolny kilka lat temu pracowała ich matka.

- Cała trójka chodziła tutaj do szkoły podstawowej. Dzieci uczyły się dobrze, nie było żadnych problemów wychowawczych. To był dobry dom, dobra rodzina - mówi Małgorzata Wysocka dyrektor Szkoły Podstawowej nr 124 w Warszawie.

Ojciec Mateusza był inżynierem konstruktorem budowlanym. Ostatnim miejscem pracy jego matki była szkoła podstawowa w pobliskiej Radości. - Pani Monika była osobą bardzo ciepłą, uśmiechniętą. Nigdy nie widziałam jej smutnej - wspomina Beata Scelina, dyrektor Szkoły Podstawowej 140 w Warszawie. Jak twierdzi, jej koleżanka z pracy nie tylko nie narzekała na syna, a wręcz chwaliła się dziećmi wśród znajomych. - Nigdy nie mówiła o rzeczach smutnych. O najstarszym synu nigdy nie rozmawiałyśmy - dodaje.

Mateusz G. najbliższe święta Bożego Narodzenia spędzi za kratkami - sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie dla 25-latka. - Zarzuty są poważne, w związku z czym decyzja nie jest szczególnie zaskakująca. Dbając o dobro swojego klienta, starałem się przekonać sąd, żeby było inaczej. Wydaje się, że zawsze jakieś niezbyt oczywiste możliwości w tej sprawie mogą się pojawić - mówi Olgierd Pogorzelski, obrońca Mateusza G.

podziel się:

Pozostałe wiadomości