Czy ojciec skatował dzieci?

TVN UWAGA! 159342
- Codziennie płaczę. Bo nie mogę tego przeżyć – rozpacza dziadek kilkutygodniowych bliźniaczek Zosi i Zoi. Dziewczynki trafiły do szpitala ze śladami pobicia. Zdaniem prokuratury sprawcą jest ich ojciec.

- Syn tak kochał dziewczynki… Nie wierzę, że specjalnie pobiłby noworodka – mówi dziadek bliźniaczek. Reportera UWAGI! oprowadza po pokoju Zoi i Zosi, który – jak mówi – własnoręcznie przygotował dla nich właśnie ojciec, 23-letni student Tadeusz S. Pokój jest nowy, ładny, pomalowany w pastelowe kolory. W łóżeczkach dziewczynek leżą zabawki i ubranka.

Brakuje tylko dzieci: Zoja nadal jest w szpitalu w bardzo ciężkim stanie. Lekarze mówią, że dziewczynka prawdopodobnie do końca życia będzie wymagała stałej opieki. Zosią opiekuje się mama.

- Tadeusz jest załamany, chodzi do psychiatry. Boi się własnego cienia – mówi brat ojca bliźniaczek, Konrad S. Zarówno on, jak i dziadek dziewczynek, przekonują, że Tadeusz S. to spokojny człowiek, który na pewno nie skrzywdziłby swoich dzieci.

Innego zdania są jednak śledczy. Prokuratura postawiła już mężczyźnie zarzuty. – Mężczyzna poprzez intensywne potrząsanie córką spowodował u niej liczne obrażenia ciała w postaci wybroczyn, siniaków oraz krwawe wylewy podpajęczynówkowe oraz obrzęk mózgu. Stanowiło to ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu – mówi Iwona Śmigielska – Kowalska, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Płocku. Ojciec dziewczynek nie przyznał się do winy. Tłumaczył, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Również matka bliźniaczek przekonywała prokuratorów, że wersja ta jest prawdziwa.

Sąd rejonowy w Żyrardowie wszczął tymczasem postępowanie z urzędu o ograniczenie władzy rodzicielskiej obojgu rodzicom.

Dramat zaczął się pod koniec listopada, kiedy bardzo późnym wieczorem Tadeusz S. przywiózł Zoję do szpitala w Żyrardowie. – Dziecko miało zaburzenia oddychania Wymagało zaintubowania i sztucznej wentylacji – mówi dr Grzegorz Goszczyński, neonatolog z żyrardowskiego szpitala. Ojciec dziewczynki przekonywał, że problemy z oddychaniem zaczęły się samoistnie, a dziecko nie doznało żadnego urazu. Jego wyjaśnienia nie przekonały jednak lekarzy, którzy powiadomili o sprawie prokuraturę. Ta wszczęła śledztwo, ale nie postawiła zarzutów ojcu Zoi.

Sprawa nabrała tempa dopiero wtedy, gdy do szpitala trafiła druga z bliźniaczek. Stało się to na początku stycznia po tym, jak policja dostała anonimową informację, że ślady pobicie ma również mała Zosia.

Prokuratura natychmiast powiadomiła wtedy sąd, że bliźniaczki mogły paść ofiarą przemocy.

Ojcu dzieci, za spowodowanie ciężkiego kalectwa córeczki, grozi nawet 10 lat więzienia. – Będę się starał bronić syna. Wiem, że tego specjalnie nie zrobił. Za bardzo kochał córki – powtarza dziadek Zoi i Zosi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości