"Mógłbym pracować, ale całe moje życie niszczy alkohol"

TVN UWAGA! 223446
W ostatnich latach setki tysięcy Polaków wyjechało z kraju w poszukiwaniu lepszego życia. Wielu z nich spełniło swoje marzenia: odnieśli sukces, lepiej zarabiają i odnaleźli się w nowym miejscu. Ale jest i druga, mroczniejsza strona emigracyjnego snu - bezdomność. W wielu miastach w całej Europie spotkać możemy Polaków, którzy stracili to, co dla większości z nas jest najważniejsze - dach nad głową.

Półmilionowy Manchester to kolebka rewolucji industrialnej i jeden z największych ośrodków przemysłowych w Wielkiej Brytanii. Jednak drastyczny wzrost cen mieszkań lub ich wynajmu, cięcia zasiłków socjalnych i zwykłe, ludzkie problemy takie jak choroby psychiczne i uzależnienia sprawiają, że z roku na rok zwiększa się liczba osób bezdomnych. Szacuje się, ze ponad 3 tys, osób - z czego ok. 10 proc. to Polacy - nie ma dachu nad głową.

Tak jak 46-letni Tomasz ze Swarzędza, który przyjechał do Anglii w 2012 roku. Początkowo wiodło mu się nieźle - pracował w fabryce okien, potem na budowie. I żył jak sporo Polaków na Wyspach: dobrze zarabiał, mieszkał w przyzwoitych warunkach, był z kobietą, którą kochał. W którymś momencie jednak coś poszło nie tak i znalazł się na ulicy. Jak do tego doszło?

Praca. Złoty okres

- To był zloty okres. Wtedy nie piłem, byłem po terapii. To był najszczęśliwszy czas w moim życiu. Zarabiałem w tydzień tyle, ile w Polsce w miesiąc - wspomina teraz dobre czasy. - Tęsknię za domem, który miałem przez 13 lat. Dom, czyli kobieta, wspólne ognisko domowe... - wylicza mężczyzna. I przyznaje: - Nieraz jak kładę się spać, to łzy mi polecą, facet tez płacze.

Tomasz po trzech latach pobytu w Anglii znalazł się na ulicy. Wcześniej stracił pracę i kobietę, którą kochał. - Spotkałem takiego gościa, który zaproponował mi wyjazd do Birmingham do fabryki owoców i warzyw - mówi i dodaje, że miała to być praca za dobrą stawkę. - Pojechałem do miasta Birmingham, gdzie odebrał mnie polski Cygan. Oszukali mnie, zabrali mi paszport. Uciekłem po trzech miesiącach - mówi i dodaje, że on sam i tak miał szczęście: - Ludzie byli bici, po niektórych ślad zaginął, nie wiadomo, co się z nimi stało - mówi Tomasz.

Mężczyźnie pomogła organizacja Midnight Heart z Birmingham, która przewiozła go do Manchesteru. Tam dostał pokój z łazienką. Dwa lata później uległ poważnemu wypadkowi. - Oczywiście, przez alkohol. Spadłem ze schodów - wspomina. A potem stał się bezdomny.

"Schowałem wstyd do kieszeni"

- Jak pierwszy raz trafiłem na ulicę, to się wstydziłem prosić. Ale schowałem wstyd do kieszeni. Tu nie ma wstydu - mówi Tomasz. Dodaje, że życie bezdomnego w Anglii nie jest proste. Panuje agresja w stosunku do bezdomnych, niejeden z nich został pobity. - Jesteśmy w obcym państwie. Nadszedł czas Brexitu. Chcą się pozbyć Polaków, szczególnie bezdomnych. Byłem świadkiem, jak deportowali mnóstwo Polaków, policja ich pakowała i już ich nie ma - wspomina.

I dodaje, że chciałby pracować, ale przeszkodą jest alkohol. - Moje całe życie niszczy alkohol. Wszystko, co straciłem, co zniszczyłem, to przez to, że piłem. Gdybym nie pił, mógłbym dalej żyć swobodnie, bezstresowo. Leczyłem się wielokrotnie, miałem wszywany esperal. Nie pomogło. Po terapii dochodzącej nie piłem pół roku. Po szpitalu - pięć bitych lat. Niestety, to jest silniejsze ode mnie - mówi.

Przyznaje, że swojego życia zadowolony nie jest, ale zmienić je może tylko abstynencja. - Angielski rozumiem, nie ma problemu z komunikacją. Potrafiłbym sobie znaleźć pracę, ale przeszkadza w tym alkohol - mówi. Powrót do Polski? - Nie mam do czego wracać - twierdzi.

- Czasami nie mam siły, jestem tak zrezygnowany, że mi się nie chce żyć. Mam taką nadzieję, że przestanę pić, wezmę się w garść. Ktoś mnie kopnie solidnie w tyłek i ruszę do przodu - mówi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości