"Pomyślałem: wezmę sznurek i pójdę się powiesić"

TVN UWAGA! 239326
Od potężnej nawałnicy na Kaszubach minęły ponad dwa tygodnie. Dramat wielu rodzin cały czas jednak trwa. Wichura zniszczyła domy, dużo ludzi straciło dobytek swojego życia. By przywrócić normalność i poczucie bezpieczeństwa potrzeba będzie dużo czasu, fachowców i pieniędzy. Osób, które potrzebują pomocy, są tysiące. Jedną z nich jest pan Władysław z Główczewic, któremu wichura zniszczyła całe gospodarstwo.

Kilkanaście dni po dramatycznej nawałnicy reporterzy UWAGI! wybrali się do miejscowości, w których mieszkańcy cały czas walczą ze skutkami wichury.

- Każdy był przygotowany na normalną burzę. Nikt nie wiedział, że to będzie w takiej skali: zawierucha, ściana wody, trzaski drzew - opowiada siostra Daniela ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek.

"Odmawialiśmy różaniec"

Brusy to jedna z gmin, które najpoważniej ucierpiały podczas kataklizmu. Wiele gospodarstw dalej jest bez prądu. Wichura uszkodziła tu 850 domów, z których ponad 30 nie nadaje się do zamieszkania.

- Tu był jeden pokój, tu drugi. Tu spali synowie. Przybiegli do nas i wspólnie uklękliśmy i mówiliśmy pacierz. To nas jakoś uratowało - mówi Władysław Słomiński, mieszkaniec Główczewic, i pokazuje ruiny swojego domu.

Mężczyzna mieszkał tam od urodzenia. Wspólnie z żoną wychowali w tym domu pięcioro dzieci. Później skupił się na opiece nad małżonką, która na skutek guza mózgu i dwóch udarów porusza się na wózku inwalidzkim. Tej tragicznej nocy w kilkanaście minut rodzina straciła cały dobytek.

- Odmawialiśmy różaniec, żebyśmy byli cali i zdrowi, żeby nikomu się nic nie stało - wspomina Irena Słomińska, a jej mąż dodaje: - Poszedłem się rozejrzeć. Jak zobaczyłem, co się stało, to pomyślałem: wezmę sznurek i pójdę się powiesić. Siostry jednak przyjechały i mnie pocieszyły, że da się to wszystko odbudować, że trzeba wierzyć.

"Czuję się jak żebrak"

W gminie Brusy swoje zgromadzenie mają siostry Franciszkanki. Mimo że ich przyklasztorny teren także dotknięty został przez wichurę, zakonnice razem z wolontariuszami od razu ruszyły pomagać mieszkańcom.

- Dochodziły do nas takie sygnały, że ktoś chce sobie odebrać życie. Jeszcze tego samego wieczoru siostry pojechały, żeby pocieszyć, żeby być z tym panem - wspomina siostra Daniela. Siostry niosą pomoc mieszkańcom do dziś.

- Czuję się jak żebrak. Wcześniej dawałem sobie radę z żoną. Mieliśmy emeryturę. A teraz... Mnie aż serce kłuje, że ja muszę prosić... Teraz cały czas liczę na pomoc - mówi pan Władysław.

Tymczasem pomoc państwa na razie jest symboliczna. - Dostałem zapomogę 6 tys. zł. Z ubezpieczenia też nie będzie dużych pieniędzy. Na odbudowę domu nie starczy... Może na początek, ale gdzie reszta? – płacze mężczyzna.

Apel burmistrza o pomoc

O tym, że mieszkańcy nie zostaną bez pomocy, zapewnia burmistrz Brusów.

- Z jednej strony ci ludzie mogą liczyć na pomoc państwa w zakresie odbudowy. To jest do 200 tysięcy na budynki mieszkalne. Ale ja występuję z apelem do firm budowlanych, dekarzy: potrzebujemy fachowych rąk do pracy, żeby odbudować. Potrzeba nam materiałów budowlanych, środków finansowych - mówi Witold Ossowski, burmistrz Brusów.

Gmina Brusy została uwzględniona w wykazie gmin poszkodowanych w wyniku żywiołu. Oznacza to, że już po siedmiu dniach od zgłoszenia, można rozpocząć budowę nowego domu. Szczegóły na temat potrzebnej pomocy znaleźć można na stronie internetowej gminy: www.brusy.pl

"Trzeba pomóc tym ludziom"

Pan Władysław na krok nie odstępuje od swojego dobytku, gmina na jego terenie postawiła mu przyczepę kempingową.

- Nie powiem, czy zamieszka w swoim domu do zimy - mówi burmistrz i zapowiada: - Chcielibyśmy w te miejsca zorganizować kontenery, które będą ogrzewane. Żeby na czas odbudowy umożliwić tym ludziom przebywanie na swojej posesji.

Żona pana Władysława tymczasowo mieszka u córki. Z mężem jest tylko wtedy, gdy ten przyjeżdża do rodziny na noc. Rano pan Władysław znów wraca do zawalonego domu.

- Cały czas mówię żonie, że wróci na zimę do swojego domu. I liczę, że się uda, jeśli mi ktoś pomoże. Mam taką nadzieję - przyznaje pan Władysław.

Jak mówi siostra Daniela, są to ludzi bardzo zrośnięci ze swoją ziemią.

- Najlepsza rzeczą jest pomóc tym ludziom odbudować się i wrócić do domu - ocenia.

Zakonnice ze zgromadzenia sióstr Franciszkanek w Orliku dobrze znają potrzeby mieszkańców swoich okolic. Z pomocą zakonnic wesprzeć można poszkodowanych. Numer konta oraz kontakt do sióstr znaleźć można na ich stronie internetowej: www.siostryzorlika.pl.

podziel się:

Pozostałe wiadomości